„A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.”
Antoine Marie Roger de Saint-Exupéry

6

Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Uległam pokusie mężczyzny, który jest kuzynem mojego faceta. Ale czy on na pewno jest moim facetem? Nigdy wcześniej bym na to nie pozwoliła.
Damon czy Nathan? Ahh…co ja mam zrobić? Ashley! Tak jest. Muszę natychmiast do niej jechać. Złapałam za telefon i zadzwoniłam do szofera.
- Louis, za 20 minut jadę do Ashley, będziesz gotowy?
- Będę za 15 minut.
- Potrzebna mi będzie suszarka, zestaw do makijażu, dwie duże kawy latte i lody malinowe.
- Załatwione.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Szybki prysznic był zbawieniem. Następnie zaczęłam przeglądać przeróżne ubrania. W ostateczności zdecydowałam się na czarne jeansowe rurki Big Stara, przezroczystą czerwoną bluzkę zapinaną na maleńkie guziczki babci, długi beżowy żakiet także Clarie oraz jasne czółenka Jimmiego Choo. Z mokrą głową i bez makijażu zjechałam windą do garażu.
- Wszystko jest gotowe, Victorio.
- Dziękuje, jedźmy już.
Wsiadłam do limuzyny i wysuszyłam włosy. Ułożyłam je w lekkim nieładzie oraz nałożyłam lekki makijaż. Niecałe 30 minut później byłam pod drzwiami Ashley.
Odruchowo złapałam za klamkę, drzwi oczywiście były otwarte. Postawiłam kawę i lody na stoliku. Chwilę później z sypialni wyszła Ashely.
- Viki, co ty tu robisz? Przepraszam, nie mogłam przyjść wczoraj na pokaz.
- Nic się nie stało. To znaczy stało się, musimy porozmawiać.
- To jak jest? Bo chyba się  pogubiłam.
- Stało się, ale nie chodzi o Ciebie.
- Jesteś jednak w ciąży?
- Nie, nie, nie. To dużo bardziej skomplikowane.
- Ok, poczekaj, zaraz wracam.
- Gdzie idziesz?
Na to pytanie Ashley już nie odpowiedziała, wróciła do sypialni. Nie minęło 5 minut jak w tych samych drzwiach pojawił się przystojny brunet zapinający ciemno szmaragdową koszulę.
- Chyba wpadłam trochę nie w porę.
- Nie, nie przejmuj się. Za chwilę musze być w biurze. Tak w ogóle to jestem Ben – wziął moją dłoń i delikatnie ucałował.
- Viktoria, miło mi.
- To ja będę leciał. Do zobaczenia wieczorem – ucałował Ashley w policzek i wyszedł.
- A więc Ben, tak?
- Tak wyszło – odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
- Mam kawę i lody!
- Idealnie, to teraz opowiadaj.
Rozsiadłyśmy się na sofie z kawą i lodami. Następnie zaczęłam opowiadać Ashley całą sytuacje  rodzicami oraz  Damonem i Natem.
- Czekaj, zgubiłam się. To którego chcesz? – przerwała mi.
- Nie wiem. Obydwóch? – odpowiedziałam spanikowana.
- Ojj, Viki – westchnęła bezradna Ashley.
- Damon jest dojrzały, troskliwy, ma klasę. A Nate? Nie ograniczają go żadne zasady, jest niesamowicie chamski, gruboskórny, zapatrzony w siebie i świetnie całuje. Nie żeby Damon był gorszy.
- I Nate wie o Damonie, ale Damon nie wie o Nathanie?
- Dokładnie tak.
- Wiele rzeczy robiłaś dziwnie, ale nigdy nie grałaś na dwa fronty. Albo zdecydujesz się na jednego, albo chociaż poinformuj Damona w jakiej jest sytuacji. I ty uważasz swoją rodzinę za nienormalną? Jesteś taka sama. Chociaż można powiedzieć, że oni są od ciebie lepsi. Wszyscy o sobie wiedzą i nie są spokrewnieni.
- Dobra już starczy. Nie jestem ideałem, wiem. Ty też do aniołków nie należysz.
- Sprytnie schodzimy na mój temat? Otóż bijesz mnie na głowę, we wszystkim.
- A jak przycięłaś Melisie włosy jak spała?
- Zasłużyła sobie, zniszczyła moją lalkę. Wbiłaś jej gwóźdź do jej fotela i rozdarła sobie spódniczkę. Biegała z gołym tyłkiem na bankiecie urządzonym przez twoją babcie. W tym pojedynku nie wygrasz.
- Żeby się odegrać zniszczyła strój końcowy z kolekcji babci i upozorowała, ze to moja wina. Clarie się wkurzyła. Do tej pory zdarza jej się to mi wypominać.
- Co do Melisy to powinnaś uważać. Na pewno jeszcze zakręci się koło Damona.
- Bezwątpienia. Chyba polecę z nim do Paryża.
- Zwariowałaś?
- Nie, przecież w każdej chwili będę mogła wrócić.
- A co z Natem?
- Zaproponuje przyjaźń, chodź to będzie trudne. Ciężko się przy nim opanować.
W tej chwili zadzwonił telefon. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Demona.
- Tak? – odebrałam telefon.
- Viki? Co teraz robisz? Chciałbym z tobą porozmawiać. Mogę przyjechać?
- Nie ma mnie teraz w domu. Przyjedź za 2 godziny. Powinnam dotrzeć do tego czasu. Coś się stało?
- Porozmawiamy jak przyjadę. Do zobaczenia – i się rozłączył.
Czyżby rozmawiał z Natem? A nawet gdyby, to nie jestem pewna czy jesteśmy razem. Tak czy inaczej powinnam coś z tym zrobić.
- Będę się zbierać. Musze się trochę ogarnąć, zanim przyjedzie.
- Wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję, ty także. Baw się dobrze z Benem.



*    *    *


Krótko po tym jak weszłam do domu rozległ się dzwonek do drzwi. O nie! Miał być za 2 godziny, a nie pół. Kiedy otworzyłam drzwi spotkał mnie zawód.
- Jak się masz? – przede mną stanął Nate i ucałował mnie delikatnie w policzek.
Był ubrany w białe spodnie, czarną, dopasowaną koszulkę z krótkim rękawem oraz ciemne tenisówki.
- Było całkiem nieźle póki nie otworzyłam drzwi, wchodź.
- Ojj, nie marudź. Wiem, że stęskniłaś się za mną – dłonią lekko musnął moją talię.
- Chyba powinniśmy porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy, prawda? Zapytałem co u ciebie, odpowiedziałaś. Co prawda to bardzo nie kulturalne, że nie zapytałaś co u mnie, ale jakoś przyzwyczaję się z tym żyć.
- Nathan, ja mówię poważnie.
- No dobra, dawaj. O czym chcesz rozmawiać? – rozwalił się na sofie.
- Uważam, że twoje gierki są nie na miejscu.
- A ty znowu swoje. Przecież ci się podobało. Jakoś nie protestowałaś wczoraj w windzie. A czekaj to już chyba było dzisiaj. Północ dawno wybyła kopciuszku.
- Spotykam się z twoim kuzynem, który zresztą zaraz tu będzie.
- Czyżby moja wizyta była nie w porę?
- Jak zawsze.
- Ojj, nie jestem taki zły.
- Nie możemy zostać przyjaciółmi? Mieszkamy obok siebie, może będziesz kiedyś potrzebował kubka mleka?
- Na kaca przyda się.
- Nie ważne.
- Ok, ok, przyjaciele. Jeszcze jakieś życzenia?
- Nie, to wszystko.
- To co, elegancik zaraz będzie?
- Nie nazywaj go tak.
- Nazywam go tak od dzieciństwa, nawyk. Jak się poznaliście?
- W windzie.
- Ej, winda była moja.
- Nie, twoje jest miejsce przed windą.
- Ale ja całowałem cię w windzie. A właśnie który z nas lepiej całuje?
- Nathan!
- Widziałem, jestem najlepszy! – wykrzyczał zadowolony z siebie.
- Przestań – cisnęłam w niego poduszką.
- Nie denerwuj się, bo wyjdą ci zmarszczki.
- Świnia.
- Ajj, zabolało. Boimy się zmarszczek?
- Swoje odbicie przekładasz na mnie?
- Ostro, tak lubię.
- Chyba powinieneś już iść. Damon zaraz będzie.
- Co się stanie kiedy nas kuzynek nakryje? Nie zapominaj o co mnie wczoraj poprosił.
- Nie sądzę by o to mu chodziło.
- Zna mnie - uśmiechnął się łobuzersko.
- W to nie wątpię – wstałam i odprowadziłam Nata do drzwi.
- Do zobaczenia wkrótce – delikatnie ucałował mnie w policzek.
Za drzwiami stał Damon przyglądając się naszemu pożegnaniu. Całe szczęście, ze Nate nie wymyślił nic głupiego.
- Nate, dziękuje za zaopiekowanie się Viki.
- Przyjemność po mojej stronie, stary – znowu na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
Gdyby tylko wiedział za co dziękował. Damon wszedł, a mi zrobiło się gorąco.
Był ubrany w grafitowy garnitur i białą koszulę, lekko rozpiętą u góry. Wyglądał bosko, jak zawsze. To niesprawiedliwe. Nie da się zawsze wyglądać idealnie.
- Witaj skarbie – ucałował mnie na przywitanie.
- Tęskniłam – wtuliłam się w jego ciepłe ramiona.
- Ja też. Jak się wczoraj bawiłaś z Natem?
- Nie źle, ale wolałabym, żebyś ty tam był.
- Nie słódź mi tak, bo pomyślę, że coś przeskrobałaś.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- Dziś w nocy lecę do Paryża.
- Nie rozumiem. Dlaczego dziś? Nie może to poczekać do jutra?
- Nie. Jestem potrzebny dzieciom.
- Oczywiście – odpowiedziałam zakłopotana.
- Blair musi załatwić jakieś pilne sprawy w Londynie, niewiadomo ile to potrwa. Dlatego Vanessa ściągnęła mnie wczoraj by pozałatwiać wszystkie najpilniejsze rzeczy w gazecie.
- To wiedziałeś o tym wcześniej?
- Nie, dowiedziałem się u siostry. Vanessa przyjaźni się z Blair, dlatego zawsze dowiaduje się o wszystkim 5 minut przede mną.
- Świetnie.
- Nadal chciałbym, żebyś ze mną poleciała. Przemyślałaś moją propozycję?
- Tak. Jednak teraz to wygląda zupełnie inaczej. Nie będzie Blair, nie jestem pewna czy dobrze będzie abyś mnie przedstawiał.
- Idealna pora, będziesz miała dużo czasu by je poznać.
- No dobra. Ile mam czasu na spakowanie?
Spojrzał na zegarek, a na jego czole pojawiła się mała zmarszczka.
- Jakieś 10 minut.
- 10 minut?! Dopiero teraz mi o tym mówisz?!
- Spokojnie, bez nas nie odlecą. Ale odrobinkę mogłabyś się pośpieszyć.
Szybko znalazłam się w garderobie. Do walizki wrzuciłam kilka par wygodnych spodni, kilka swobodnych, ale eleganckich bluzek i sukienek. W drugą walizkę wcisnęłam futrzaną kurtkę i 3 różne płaszczyki. Dopakowałam kilka par mokasynów, tenisówek i szpilek w różnych kolorach oraz torebki. Dwie ogromne walizki były gotowe. Na szczęście awaryjny kuferek z kosmetykami był gotowy, zgarnęłam go i zeszłam na dół.
- Jeszcze tylko dokumenty i jestem gotowa.
Damon czekał cierpliwie, a ja złapałam za telefon i zadzwoniłam po mojego tragarza.
- Dylan? Mógłbyś szybko przyjść do mnie, mam trochę bagażu do zniesienia.
- Będę za 5 minut.
- Proszę bądź już – powiedziałam rozpaczliwym tonem.
- Zrobię co w mojej mocy – rozłączył się.
Szukałam po wszystkich szufladach i nie mogłam znaleźć dokumentów. Co ja teraz zrobię.
Szybko wykręciłam numer do Clarie.
- Clarie, gdzie są moje dokumenty?
- Do czego ci są potrzebne?
- Lecę do Paryża.
- Odbierz moje apaszki od Hermesa.
- Babciu, proszę cie, mów mi szybko gdzie mam dokumenty.
- Idź do garderoby. Po lewej stronie na końcu, na stelażu jest mały metalowy guziczek, naciśnij go 4 razy z sekundowym odstępem.
- Czemu dopiero teraz się dowiaduje o ukrytych rzeczach w apartamencie.
- Zapomniałam ci powiedzieć.
- Pewnie, przecież to nieistotne.
- Nie bulwersuj się, każdemu może się to zdarzyć. Oprócz dokumentów masz tam trochę gotówki i biżuterii.
- Dobra, a jest jakieś hasło?
- Wpisz 43973749.
- To wszystko co chciałam wiedzieć, pa.
Rzeczywiście, było jak mówiła, z małym wyjątkiem. To nie był taki tam sobie sejfik, tylko duże pomieszczenie. Wszędzie były gabloty z różną biżuterią jakbym znajdowała się w salonie jubilerskim. Na końcu stała szafa. W jednej z szuflad znalazłam swoje dokumenty.
Ta kobieta nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać!
- Kochanie, chyba powinniśmy już wychodzić – dobiegł głos Damona z dołu.
- Już idę, znalazłam dokumenty.
Zeszłam na dół, moich bagaży już nie było.
- Przepraszam, że to tak długo trwało.
- Nic się nie stało, jedźmy.
Samochód Damona był duży. Czarne BMW MX6 prezentowało się cudownie. W środku było dużo miejsca. Siedzenia obszyte były szarawą miękką skórą.
- Po drodze możemy wstąpić do sklepu? – zapytałam.
- No dobrze, byle szybko. Gdzie chcesz jechać?
- Do najbliższego centrum handlowego.
- Co chcesz kupować?
- Prezenty dla dzieci.
- Już dla nich coś kupiłem.
- Bardzo dobrze. Dostaną też coś ode mnie. Obiecuje to nie potrwa długo.
Najpierw poszliśmy do sklepu jubilerskiego. Dla Lilly wybrałam delikatną bransoletkę z białego złota. Miała na przemian ułożone białe i czarne brylanty.
- Viki, to za wiele.
- Nie, w sam raz.
Olivii kupiłam kolczyki. Małe kuleczki wysadzane diamentami.
- Co bym mogła dać Nicolausowi? Jest taki mały.
- Może jakieś autko?
- Nie, mam lepszy pomysł.
Dla Nicolausa wybrałam powiększone klocki LEGO. Kiedy zapakowano całą serie, paczka była wielkości całego mojego bagażu.
- Teraz możemy lecieć – powiedziałam zadowolona.
- Jesteś niesamowita – powiedział, a w jego oczach dostrzegłam błysk.
Na drodze nie było korków. Manhattan pogrążał się w śnie. Mnie również chciało się spać, ale robiłam wszystko, żeby nie zasnąć.
Kiedy znaleźliśmy się na lotnisku okazało się, ze lecimy prywatnym samolotem. Było w nim wszystko czego mogłabym potrzebować. Pilot poprosił o zapięcie pasów. Wystartowaliśmy, w tyle zostawał coraz mniejszy mój ukochany Nowy Jork. Po chwili mogliśmy uwolnić się z pasów, co mnie ucieszyło.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał troskliwie Damon.
- Jest koc? Przespałabym się, jestem zmęczona.
- Zaraz ci przyniosę.
Damon wrócił szybko niosąc pod pachą poduszkę i koc.
- Śpij dobrze – ucałował mnie w czoło.
Jeszcze raz spojrzałam przez okienko na światełka Manhattanu i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz