Damon czy Nathan? Ahh…co
ja mam zrobić? Ashley! Tak jest. Muszę natychmiast do niej jechać. Złapałam za
telefon i zadzwoniłam do szofera.
- Louis, za 20 minut jadę
do Ashley, będziesz gotowy?
- Będę za 15 minut.
- Potrzebna mi będzie
suszarka, zestaw do makijażu, dwie duże kawy latte i lody malinowe.
- Załatwione.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Szybki prysznic
był zbawieniem. Następnie zaczęłam przeglądać przeróżne ubrania. W
ostateczności zdecydowałam się na czarne jeansowe rurki Big Stara,
przezroczystą czerwoną bluzkę zapinaną na maleńkie guziczki babci, długi beżowy
żakiet także Clarie oraz jasne czółenka Jimmiego Choo. Z mokrą głową i bez
makijażu zjechałam windą do garażu.
- Wszystko jest gotowe, Victorio.
- Dziękuje, jedźmy już.
Wsiadłam do limuzyny i wysuszyłam włosy. Ułożyłam je w
lekkim nieładzie oraz nałożyłam lekki makijaż. Niecałe 30 minut później byłam
pod drzwiami Ashley.
Odruchowo złapałam za klamkę, drzwi oczywiście były
otwarte. Postawiłam kawę i lody na stoliku. Chwilę później z sypialni wyszła
Ashely.
- Viki, co ty tu robisz? Przepraszam, nie mogłam przyjść
wczoraj na pokaz.
- Nic się nie stało. To znaczy stało się, musimy
porozmawiać.
- To jak jest? Bo chyba się pogubiłam.
- Stało się, ale nie chodzi o Ciebie.
- Jesteś jednak w ciąży?
- Nie, nie, nie. To dużo bardziej skomplikowane.
- Ok, poczekaj, zaraz wracam.
- Gdzie idziesz?
Na to pytanie Ashley już nie odpowiedziała, wróciła do
sypialni. Nie minęło 5 minut jak w tych samych drzwiach pojawił się przystojny
brunet zapinający ciemno szmaragdową koszulę.
- Chyba wpadłam trochę nie w porę.
- Nie, nie przejmuj się.
Za chwilę musze być w biurze. Tak w ogóle to jestem Ben – wziął moją dłoń i
delikatnie ucałował.
- Viktoria, miło mi.
- To ja będę leciał. Do
zobaczenia wieczorem – ucałował Ashley w policzek i wyszedł.
- A więc Ben, tak?
- Tak wyszło –
odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
- Mam kawę i lody!
- Idealnie, to teraz
opowiadaj.
Rozsiadłyśmy się na sofie
z kawą i lodami. Następnie zaczęłam opowiadać Ashley całą sytuacje rodzicami oraz Damonem i Natem.
- Czekaj, zgubiłam się. To
którego chcesz? – przerwała mi.
- Nie wiem. Obydwóch? – odpowiedziałam
spanikowana.
- Ojj, Viki – westchnęła
bezradna Ashley.
- Damon jest dojrzały,
troskliwy, ma klasę. A Nate? Nie ograniczają go żadne zasady, jest niesamowicie
chamski, gruboskórny, zapatrzony w siebie i świetnie całuje. Nie żeby Damon był
gorszy.
- I Nate wie o Damonie,
ale Damon nie wie o Nathanie?
- Dokładnie tak.
- Wiele rzeczy robiłaś
dziwnie, ale nigdy nie grałaś na dwa fronty. Albo zdecydujesz się na jednego,
albo chociaż poinformuj Damona w jakiej jest sytuacji. I ty uważasz swoją rodzinę
za nienormalną? Jesteś taka sama. Chociaż można powiedzieć, że oni są od ciebie
lepsi. Wszyscy o sobie wiedzą i nie są spokrewnieni.
- Dobra już starczy. Nie
jestem ideałem, wiem. Ty też do aniołków nie należysz.
- Sprytnie schodzimy na
mój temat? Otóż bijesz mnie na głowę, we wszystkim.
- A jak przycięłaś Melisie
włosy jak spała?
- Zasłużyła sobie,
zniszczyła moją lalkę. Wbiłaś jej gwóźdź do jej fotela i rozdarła sobie
spódniczkę. Biegała z gołym tyłkiem na bankiecie urządzonym przez twoją babcie.
W tym pojedynku nie wygrasz.
- Żeby się odegrać
zniszczyła strój końcowy z kolekcji babci i upozorowała, ze to moja wina.
Clarie się wkurzyła. Do tej pory zdarza jej się to mi wypominać.
- Co do Melisy to powinnaś
uważać. Na pewno jeszcze zakręci się koło Damona.
- Bezwątpienia. Chyba
polecę z nim do Paryża.
- Zwariowałaś?
- Nie, przecież w każdej
chwili będę mogła wrócić.
- A co z Natem?
- Zaproponuje przyjaźń,
chodź to będzie trudne. Ciężko się przy nim opanować.
W tej chwili zadzwonił
telefon. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Demona.
- Tak? – odebrałam
telefon.
- Viki? Co teraz robisz?
Chciałbym z tobą porozmawiać. Mogę przyjechać?
- Nie ma mnie teraz w domu.
Przyjedź za 2 godziny. Powinnam dotrzeć do tego czasu. Coś się stało?
- Porozmawiamy jak
przyjadę. Do zobaczenia – i się rozłączył.
Czyżby rozmawiał z Natem?
A nawet gdyby, to nie jestem pewna czy jesteśmy razem. Tak czy inaczej powinnam
coś z tym zrobić.
- Będę się zbierać. Musze
się trochę ogarnąć, zanim przyjedzie.
- Wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję, ty także. Baw
się dobrze z Benem.
* *
*
Krótko po tym jak weszłam
do domu rozległ się dzwonek do drzwi. O nie! Miał być za 2 godziny, a nie pół.
Kiedy otworzyłam drzwi spotkał mnie zawód.
- Jak się masz? – przede
mną stanął Nate i ucałował mnie delikatnie w policzek.
Był ubrany w białe spodnie,
czarną, dopasowaną koszulkę z krótkim rękawem oraz ciemne tenisówki.
- Było całkiem nieźle póki
nie otworzyłam drzwi, wchodź.
- Ojj, nie marudź. Wiem,
że stęskniłaś się za mną – dłonią lekko musnął moją talię.
- Chyba powinniśmy
porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy,
prawda? Zapytałem co u ciebie, odpowiedziałaś. Co prawda to bardzo nie
kulturalne, że nie zapytałaś co u mnie, ale jakoś przyzwyczaję się z tym żyć.
- Nathan, ja mówię
poważnie.
- No dobra, dawaj. O czym
chcesz rozmawiać? – rozwalił się na sofie.
- Uważam, że twoje gierki
są nie na miejscu.
- A ty znowu swoje.
Przecież ci się podobało. Jakoś nie protestowałaś wczoraj w windzie. A czekaj
to już chyba było dzisiaj. Północ dawno wybyła kopciuszku.
- Spotykam się z twoim
kuzynem, który zresztą zaraz tu będzie.
- Czyżby moja wizyta była
nie w porę?
- Jak zawsze.
- Ojj, nie jestem taki
zły.
- Nie możemy zostać
przyjaciółmi? Mieszkamy obok siebie, może będziesz kiedyś potrzebował kubka
mleka?
- Na kaca przyda się.
- Nie ważne.
- Ok, ok, przyjaciele.
Jeszcze jakieś życzenia?
- Nie, to wszystko.
- To co, elegancik zaraz
będzie?
- Nie nazywaj go tak.
- Nazywam go tak od
dzieciństwa, nawyk. Jak się poznaliście?
- W windzie.
- Ej, winda była moja.
- Nie, twoje jest miejsce
przed windą.
- Ale ja całowałem cię w
windzie. A właśnie który z nas lepiej całuje?
- Nathan!
- Widziałem, jestem
najlepszy! – wykrzyczał zadowolony z siebie.
- Przestań – cisnęłam w
niego poduszką.
- Nie denerwuj się, bo
wyjdą ci zmarszczki.
- Świnia.
- Ajj, zabolało. Boimy się
zmarszczek?
- Swoje odbicie
przekładasz na mnie?
- Ostro, tak lubię.
- Chyba powinieneś już
iść. Damon zaraz będzie.
- Co się stanie kiedy nas
kuzynek nakryje? Nie zapominaj o co mnie wczoraj poprosił.
- Nie sądzę by o to mu
chodziło.
- Zna mnie - uśmiechnął
się łobuzersko.
- W to nie wątpię –
wstałam i odprowadziłam Nata do drzwi.
- Do zobaczenia wkrótce – delikatnie
ucałował mnie w policzek.
Za drzwiami stał Damon
przyglądając się naszemu pożegnaniu. Całe szczęście, ze Nate nie wymyślił nic
głupiego.
- Nate, dziękuje za
zaopiekowanie się Viki.
- Przyjemność po mojej
stronie, stary – znowu na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
Gdyby tylko wiedział za co
dziękował. Damon wszedł, a mi zrobiło się gorąco.
Był ubrany w grafitowy
garnitur i białą koszulę, lekko rozpiętą u góry. Wyglądał bosko, jak zawsze. To
niesprawiedliwe. Nie da się zawsze wyglądać idealnie.
- Witaj skarbie – ucałował
mnie na przywitanie.
- Tęskniłam – wtuliłam się
w jego ciepłe ramiona.
- Ja też. Jak się wczoraj
bawiłaś z Natem?
- Nie źle, ale wolałabym,
żebyś ty tam był.
- Nie słódź mi tak, bo
pomyślę, że coś przeskrobałaś.
- O czym chciałeś
porozmawiać?
- Dziś w nocy lecę do
Paryża.
- Nie rozumiem. Dlaczego
dziś? Nie może to poczekać do jutra?
- Nie. Jestem potrzebny
dzieciom.
- Oczywiście –
odpowiedziałam zakłopotana.
- Blair musi załatwić
jakieś pilne sprawy w Londynie, niewiadomo ile to potrwa. Dlatego Vanessa
ściągnęła mnie wczoraj by pozałatwiać wszystkie najpilniejsze rzeczy w gazecie.
- To wiedziałeś o tym
wcześniej?
- Nie, dowiedziałem się u
siostry. Vanessa przyjaźni się z Blair, dlatego zawsze dowiaduje się o
wszystkim 5 minut przede mną.
- Świetnie.
- Nadal chciałbym, żebyś
ze mną poleciała. Przemyślałaś moją propozycję?
- Tak. Jednak teraz to
wygląda zupełnie inaczej. Nie będzie Blair, nie jestem pewna czy dobrze będzie
abyś mnie przedstawiał.
- Idealna pora, będziesz
miała dużo czasu by je poznać.
- No dobra. Ile mam czasu
na spakowanie?
Spojrzał na zegarek, a na
jego czole pojawiła się mała zmarszczka.
- Jakieś 10 minut.
- 10 minut?! Dopiero teraz
mi o tym mówisz?!
- Spokojnie, bez nas nie
odlecą. Ale odrobinkę mogłabyś się pośpieszyć.
Szybko znalazłam się w
garderobie. Do walizki wrzuciłam kilka par wygodnych spodni, kilka swobodnych,
ale eleganckich bluzek i sukienek. W drugą walizkę wcisnęłam futrzaną kurtkę i
3 różne płaszczyki. Dopakowałam kilka par mokasynów, tenisówek i szpilek w
różnych kolorach oraz torebki. Dwie ogromne walizki były gotowe. Na szczęście
awaryjny kuferek z kosmetykami był gotowy, zgarnęłam go i zeszłam na dół.
- Jeszcze tylko dokumenty
i jestem gotowa.
Damon czekał cierpliwie, a
ja złapałam za telefon i zadzwoniłam po mojego tragarza.
- Dylan? Mógłbyś szybko
przyjść do mnie, mam trochę bagażu do zniesienia.
- Będę za 5 minut.
- Proszę bądź już –
powiedziałam rozpaczliwym tonem.
- Zrobię co w mojej mocy –
rozłączył się.
Szukałam po wszystkich
szufladach i nie mogłam znaleźć dokumentów. Co ja teraz zrobię.
Szybko wykręciłam numer do
Clarie.
- Clarie, gdzie są moje
dokumenty?
- Do czego ci są
potrzebne?
- Lecę do Paryża.
- Odbierz moje apaszki od
Hermesa.
- Babciu, proszę cie, mów
mi szybko gdzie mam dokumenty.
- Idź do garderoby. Po
lewej stronie na końcu, na stelażu jest mały metalowy guziczek, naciśnij go 4
razy z sekundowym odstępem.
- Czemu dopiero teraz się
dowiaduje o ukrytych rzeczach w apartamencie.
- Zapomniałam ci
powiedzieć.
- Pewnie, przecież to
nieistotne.
- Nie bulwersuj się,
każdemu może się to zdarzyć. Oprócz dokumentów masz tam trochę gotówki i biżuterii.
- Dobra, a jest jakieś
hasło?
- Wpisz 43973749.
- To wszystko co chciałam
wiedzieć, pa.
Rzeczywiście, było jak
mówiła, z małym wyjątkiem. To nie był taki tam sobie sejfik, tylko duże pomieszczenie.
Wszędzie były gabloty z różną biżuterią jakbym znajdowała się w salonie
jubilerskim. Na końcu stała szafa. W jednej z szuflad znalazłam swoje
dokumenty.
Ta kobieta nigdy nie
przestanie mnie zaskakiwać!
- Kochanie, chyba
powinniśmy już wychodzić – dobiegł głos Damona z dołu.
- Już idę, znalazłam
dokumenty.
Zeszłam na dół, moich
bagaży już nie było.
- Przepraszam, że to tak
długo trwało.
- Nic się nie stało,
jedźmy.
Samochód Damona był duży. Czarne
BMW MX6 prezentowało się cudownie. W środku było dużo miejsca. Siedzenia obszyte
były szarawą miękką skórą.
- Po drodze możemy wstąpić
do sklepu? – zapytałam.
- No dobrze, byle szybko. Gdzie
chcesz jechać?
- Do najbliższego centrum handlowego.
- Co chcesz kupować?
- Prezenty dla dzieci.
- Już dla nich coś kupiłem.
- Bardzo dobrze. Dostaną też
coś ode mnie. Obiecuje to nie potrwa długo.
Najpierw poszliśmy do sklepu
jubilerskiego. Dla Lilly wybrałam delikatną bransoletkę z białego złota. Miała na
przemian ułożone białe i czarne brylanty.
- Viki, to za wiele.
- Nie, w sam raz.
Olivii kupiłam kolczyki. Małe
kuleczki wysadzane diamentami.
- Co bym mogła dać Nicolausowi?
Jest taki mały.
- Może jakieś autko?
- Nie, mam lepszy pomysł.
Dla Nicolausa wybrałam powiększone
klocki LEGO. Kiedy zapakowano całą serie, paczka była wielkości całego mojego bagażu.
- Teraz możemy lecieć – powiedziałam
zadowolona.
- Jesteś niesamowita – powiedział,
a w jego oczach dostrzegłam błysk.
Na drodze nie było korków.
Manhattan pogrążał się w śnie. Mnie również chciało się spać, ale robiłam wszystko,
żeby nie zasnąć.
Kiedy znaleźliśmy się na
lotnisku okazało się, ze lecimy prywatnym samolotem. Było w nim wszystko czego mogłabym
potrzebować. Pilot poprosił o zapięcie pasów. Wystartowaliśmy, w tyle zostawał coraz
mniejszy mój ukochany Nowy Jork. Po chwili mogliśmy uwolnić się z pasów, co mnie
ucieszyło.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał
troskliwie Damon.
- Jest koc? Przespałabym się,
jestem zmęczona.
- Zaraz ci przyniosę.
Damon wrócił szybko niosąc
pod pachą poduszkę i koc.
- Śpij dobrze – ucałował mnie
w czoło.
Jeszcze raz spojrzałam przez
okienko na światełka Manhattanu i zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz