- Witaj Clarie – ucałowałam ją w policzek.
- Musimy porozmawiać – odpowiedziała sucho.
Nic więcej nie mówiła. Poszła do kuchni i
rzuciła gazetą o stół.
- Co to jest? O wszystkim muszę się z gazet
dowiadywać? – była bardzo zdenerwowana.
Na okładce widniało moje zdjęcie z testem
ciążowym. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Clarie to nie tak, nie jestem w ciąży.
- A to zdjęcie?
- Podejrzewałam, ale nie jestem.
- Całe szczęście, pokaz za kilka dni. Zrób mi
mocnego drinka. Dochodzi 9 a ja jeszcze nic nie piłam.
- Ehh, zaraz zaczną się telefony.
- Sama jesteś sobie winna. Trzeba było kogoś
wysłać, a nie paradować z testem na ulicy.
- Dobra nie ważne. Wczoraj był Marco. Zostawił
ubrania.
- Podobają się?
- Piękne.
- Cieszę się, dzięki za drinka. Odezwę się
później.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła.
- Pa babciu.
Gazeta nadal leżała na blacie.
A jednak wszystko zostaje w rodzinie, Victoria w ciąży !
Młoda modelka i wnuczka Clarie Shelley zaciążyła. Wczoraj mogliśmy
spotkać ją na ulicach Manhattanu spacerującą z testem ciążowym. To nie pierwsza
ciąża w tej rodzinie przy tak młodym wieku. Jej babcia urodziła syna w wieku 17
lat. John też nie próżnował, podczas studiów spłodził Victorię. Patrząc na
tradycje rodzinne można by powiedzieć, że Viki była zmuszona zaciążyć…
Nie miałam ochoty czytać dalszej części
artykułu. Zadzwonił telefon.
- Cześć mamo, nie jestem w ciąży.
- Co? O czym ty mówisz?
- Nie czytałaś porannej gazety?
- Jeszcze nie.
- No to odpowiem jeszcze raz i dobrze
zapamiętaj „Nie, nie jestem w ciąży”.
- Nie rozumiem cie zupełnie.
- Ehh, nie ważne. Stało się coś?
- Tak, rozwodzę się z twoim ojcem. Będziesz
miała rodzeństwo.
- Ty czy ojciec?
- Asystentka ojca.
- Jaką mam role?
- Żadnych skandali.
- Heh, troszkę się spóźniłaś. Muszę kończyć,
ktoś dzwoni do drzwi. Pa mamo.
Za drzwiami stał Jake z wielkim bukietem
czerwonych róż.
- Co tu robisz? Nie wyraziłam się jasno?
- Daj mi 5 minut. Pozwól mi wejść.
Wpuściłam go do środka.
- Słucham.
- Ja popełniłem błąd, ale chce go naprawić.
Będziemy mieli dziecko, wszystko się ułoży.
- Daruj sobie, nie ma żadnego dziecka. Sam
chcesz wyjść czy potrzebujesz pomocy?
- Usunęłaś?!
Odwróciłam się i wzięłam telefon.
- Ochrona? Mój gość chce wyjść, ale nie zna
drogi, moglibyście mu pomóc? Dziękuję.
Idąc do kuchni odwróciłam się na chwilkę.
- Już mówiłam, nie było żadnego dziecka. Jak
będę wracała z kawą ma cię tu nie być.
W tym momencie wszedł jeden z ochroniarzy. Był
bardzo wysokim i umięśnionym murzynem. Głowę miał zupełnie ogoloną. Można było
się go wystraszyć.
- Pani Shelley, wszystko w porządku?
- To zależy. Jake, wychodzisz?
Jake wyszedł bez słowa. Ulżyło mi, jeszcze
chwila a wylądowałby na ulicy szybciej niż byłby wstanie zjechać windą.
- Pani Shelley?
- Victoria.
- Dylan.
- Sprawdź czy opuścił budynek oraz dopilnuj by
nigdy tu nie wszedł.
- To wszystko?
- Tak, dziękuję.
Dylan wyszedł, a ja poszłam zrobić sobie
latte. Usiadłam z kubkiem na tarasie. Powietrze było
chłodne, a na niebie kłębiły się chmury w różnych odcieniach granatu.
Napawając się tym widokiem starałam się zapomnieć o konsekwencjach, które
niesie za sobą artykuł New York Post. Mój odpoczynek zakłócił dźwięk telefonu.
- Tak? - powiedziałam spokojnym głosem.
- Victoria, tu Jessica. Vanessa kazała cię
ściągnąć do redakcji.
- Niech zgadnę, nie będzie to miłe spotkanie.
Za ile mam być?
- Za godzinę.
- Już się szykuje. Do zobaczenia – rozłączyłam
się.
Zamówiłam taksówkę i pobiegłam na górę. Rozczesałam długie włosy
i ułożyłam w lekkim nieładzie. Na twarz nałożyłam cienką warstwę podkładu. Oczy
rozświetliłam białym cieniem. Rzęsy pomalowałam tuszem, a na policzki nałożyłam
troszkę różu. W garderobie znalazłam czarne rurki Prady, luźną czerwoną bluzkę z
głębokim dekoltem od Valentina. Białe złocone szpilki i torebka babci w tym
samym odcieniu nadawały ciekawości kreacji. Białe futro sięgające bioder było
idealnym okryciem na dzisiejszy dzień. W pośpiechu opuściłam budynek. Na dole
już czekała na mnie taksówka. W ciągu 10 minut dotarłam na miejsce.
Drobna brunetka dała mi kartę gościa. Wsiadając
do windy miałam nadzieję, że nie będę jechać sama. Niestety nikt się nie
pojawił. Na górze przywitała mnie Jessica.
- Vanessa już na ciebie czeka.
- Życz mi powodzenia.
Pewnym krokiem weszłam do gabinetu Vanessy.
- Witaj
Victorio.
- Vanesso.
- Pani Crown. Zapewne
domyślasz się w jakiej sprawie cię wezwałam.
- Nie jestem w ciąży.
- Nie obchodzi mnie to w tej sytuacji.
Zatrudnienie ciebie było błędem. W związku z twoją pozycją społeczną nie możesz
pracować w mojej gazecie, ograniczasz nasze możliwości. Jesteś zbyt znana by
wtopić się w tłum i zdobyć sensację, sama nią jesteś. Muszę dbać o dobro
gazety, a nie zachcianki mojego brata. Z twoją pozycją wątpię, by jakikolwiek
magazyn przyjął cię pod swoją opiekę. Być może masz potencjał, czytałam twój
tekst, który dołączyłaś do CV. Niestety tym razem ci nie pomoże. Na biurku leży
twoje wymówienie.
Nie wiem co bardziej mnie zabolało, utrata
pracy czy to, że miała rację. Jako dziennikarka się nie sprawdzę. Nie ma szans
po dzisiejszym poranku.
- Rozumiem, dobro gazety jest najważniejsze.
Nie czekałam aż coś doda, zabrałam wymówienie
z biurka i wyszłam.
-Jessica, już tu nie pracuję – powiedziałam,
zaraz po tym jak zamknęły się drzwi gabinetu Królowej Śniegu. Przynajmniej nie
muszę zabierać z stąd rzeczy.
- Nie martw się, Damon na pewno ci pomoże.
- Nie, a nawet jeśli będzie chciał, to ja się
nie zgodzę. Powinnam już iść, powodzenia.
Chciałam jak najszybciej opuścić redakcję.
Kiedy dotarłam do windy znowu zadzwonił mi telefon.
- Hej Ashley.
- Czemu nie zadzwoniłaś? Jaki wynik testu?
- Nie jestem w ciąży i właśnie wylano mnie z
Timesa.
- Jak to się stało?
- Moja pozycja społeczna ogranicza gazetę.
- Vic, tak mi przykro.
- Nie ważne. Muszę kończyć, nie długo się
odezwę.
Kiedy zjechałam na dół oddałam kartę wstępu i
wróciłam taksówką do domu. Chwyciłam za telefon i wynajęłam limuzynę z kierowcą
na stałe. Czas na zmiany. Skoro moje marzenie o dziennikarstwie padło, poświęcę
się modelingowi i życiu publicznemu. Następny telefon wykonałam do babci.
- Clarie? Idę na bankiet.
- Nie spóźnij się.
- Zabiorę nowego znajomego.
- Ktoś znany?
- Nie obojętny. Do zobaczenia u Jacobsa.
Teraz tylko trzeba nakłonić Damona na bankiet.
Idąc do garderoby rozległ się dzwonek do drzwi. Za nimi stał Damon.
Najwidoczniej ściągnęłam go myślami.
- Victorio, tak mi przykro. Właśnie się
dowiedziałem co się stało. Vanessa jest nieugięta.
- Nie szkodzi. Ma trochę racji, tylko nie mów
jej tego - zaśmiałam się.
- Jak się czujesz?
- Nie jestem w ciąży!
- Spokojnie.
- Przepraszam, ale od rana nic innego nie
robię, tylko to powtarzam.
- Dasz się zaprosić na kolację?
- Właściwie mam dla Ciebie propozycję. Poszedł
byś dziś ze mną na bankiet do Marca Jacobsa?
- Z przyjemnością.
- Świetnie.
- Będę po ciebie o 8.
- Do zobaczenia.
Kiedy tylko zamknąłem za nim drzwi kolejny raz
zadzwonił telefon. Numer nie znany. Odebrałam.
- Viki, przepraszam za wczoraj – usłyszałam
głos Chrisa.
- Nic się nie stało. Co z Jackiem?
- Jest połamany, szybko ze szpitala nie
wyjdzie, ale wyliże się. Charlotte siedzi przy nim cały czas, a ja zajmuje się
siostrą i bliźniakami.
- Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie.
- A ty jak się czujesz?
- Czytałeś gazetę?
- Tak.
- Nie jestem w ciąży.
- A byłaś już u lekarza? Wiem, że miałem cię
zabrać, ale teraz nie dam rady.
- Nie przejmuj się. Zostań z rodziną, ja dam
sobie radę.
- Odezwę się jeszcze.
- Pa.
Po zakończeniu rozmowy natychmiast wyłączyłam
telefon. Następnie nalałam do ogromnej wanny gorącej wody i zanurzyłam się w cudownej
pianie. Chwila relaksu, brak telefonów, gości i tłumaczeń odnośnie ciąży. Jednak
po głowie błądził mi szatyn spod 930. Ciekawe co teraz robi. Niestety musiałam
przerwać moje rozmyślenia. Dochodziła 5, a ja nadal siedziałam w wannie. Szybko
wyszłam z wanny i założyłam wałki na mokre włosy. Następnie poszłam do
garderoby wybrać kreacje. Założyłam pończochy i koronkowa bieliznę. Zmyłam
czerwony lakier z paznokci, by nałożyć na nie matowy fiolet. Monochromatyczna
suknia Valentino prezentowała się wyśmienicie. Miała odcień bardzo ciemnej
śliwki. Swobodnie opadała na sylwetce, górna część
została pocięta w bardzo ciekawy sposób, poszczególne elementy nawleczono na
cienki, wiązany sznurek. Dekolt sięga niemal pasa, długie rękawy są przecięte i
spięte w nadgarstkach. Pas zaznaczony jest subtelnym marszczeniem. Naniosłam na
nie skórzany, beżowy pas wysadzany kamieniami ametystu od Balmaina.
Do tego dobrałam niezawodne beżowe czółenka
Jimiego Choo. Pokręcone włosy zebrałam w luźny kok. Na oczy nałożyłam wyrazisty
filetowy cień przechodzący w czerń, długie rzęsy wymodelowałam tuszem. Na
policzki nałożyłam troszkę różu, a usta pomalowałam śliwkowo - różową pomadką. Kiedy
skończyłam rozległ się dzwonek do drzwi. Zegarek wskazywał 8. Gdy otworzyłam
drzwi zaparło mi dech w piersiach. Zadawałam sobie sprawę, że Damon jest
przystojny, ale jego widok w moich drzwiach z czerwoną różą był bezcenny. Miał
na sobie elegancki czarny płaszcz i buty od Armaniego.
- Wyglądasz zniewalająco – przywitał mnie pięknym
uśmiechem. Chwilę potem otrzymałam różę.
- Dziękuję – powiedziałam wolnym i spokojnym
głosem, a następnie pocałowałam go w policzek na którym odbiła się moja
szminka. Kciukiem delikatnie ją zmazałam i wtedy nasze spojrzenia się
zatraciły. W ostatniej chwili odsunęłam się. Nie wiele brakowało do pocałunku.
Jeszcze bardziej zaintrygowałam go tym.
- Gotowa?
- Oczywiście.
Wzięłam z szafy średniej długości beżowe futro
od Calvina Kleina, beżową kopertówkę McQueena i ruszyliśmy do windy.
Na dole czekała na nas czarna limuzyna. Szofer
otworzył nam drzwi. Damon wsiadł zaraz za mną.
- Szampana? – uprzejmie spytał.
- Z chęcią –odparłam.
Samochód był luksusowy. W środku wszystko było
obite delikatną grafitową skórą.
- Zapomniałam cię uprzedzić. Będzie moja
babcia.
- Wiem, spokojnie, Clarie mnie nie
przestraszy.
- Clarie? Jesteście na ty? – zapytałam z
niedowierzaniem.
- Poznaliśmy się na jednym z bankietów
Jacobsa.
- Marca też znasz?
- To mój przyjaciel. Zamierzałem zabrać cię na
dzisiejszy bankiet, ale zaproponowałaś pierwsza.
- Ups, musisz być szybszy. Kiedyś ktoś ci
zabierze deser tuż spod nosa.
- Będę pamiętał – zaśmiał się.
Dojechaliśmy na miejsce. Damon wyszedł
pierwszy, aby podać mi rękę, kiedy wysiadałam z limuzyny. Delikatnie postawiłam
stopy na czerwonym dywanie, a następnie pozwoliłam Damonowi wziąć mnie pod
rękę. Kawałek dalej stanęliśmy, aby zadowolić aparaty paparazzi. Kiedy
weszliśmy do środka, podałam furto Damonowi. Kiedy ściągnął swój płaszcz
zobaczyłam jego czarny garnitur, był prosty i elegancki. Pod marynarką miał
matowo fioletową koszulę a do tego cieniutki czarny krawat.
- Zbieg okoliczności?
- Koszula?
- Tak.
- Męska intuicja.
- O tym jeszcze nie słyszłam – zaśmiałam się.
- Widzisz skarbie, to najnowszy krzyk mody –
ukradkiem szepnął mi do ucha.
W tym momencie podszedł do nas Marc Jacobs.
- Victorio! Wyglądasz cudownie! – wykrzyczał
przytulając mną.
- Damon, ty szczęściarzu. Masz najpiękniejszą
partnerkę. Uważaj na nią – dodał idąc powitać kolejnych gości.
- Będę pilnował jak oka w głowie.
- Żebyś się nie zdziwił – odpowiedziałam
zadziornie.
Już miał mi odpowiedzieć kiedy podeszła do nas
babcia.
- Viki! I jest Damon. Możesz przynieść nam
Martini?
- Clarie! – powiedziałam oburzona.
- Nie ma sprawy – ucałował mnie w policzek i poszedł
po drinki.
- Po co z nim przyszłaś? Mało masz kłopotów?
- O co ci chodzi?
- Skandal z ciążą, a teraz Damon? Co powie
Jake?
- Nie jesteśmy razem. Zdradził mnie. Po za tym
co masz do Damona?
- Słyszałam o nim różne rzeczy. Większość była
mało pochlebna.
- Jak o każdym. Ja niby jestem w ciąży.
- Wykorzysta cię i zostawi. Zostaniesz
zniszczona. Interesy są dla niego wszystkim. To brat twojej szefowej.
- Byłej szefowej. Wywaliła mnie za ten
artykuł.
- Jeszcze lepiej. Chociaż są tego plusy,
będziesz miała więcej czasu dla modelingu.
Wrócił Damon z drinkami. Clarie wzięła dwa.
Jeden wypiła od razu i oddała mu kieliszek. Byłam na nią wściekła. Mogła
chociaż zachować pozory, że nim nie gardzi.
- Przepraszam za babcie.
- Nic się nie stało. Nie smuć się, mieliśmy z
Clarie nie za dobry początek – powiedział odkładając kelnerowi na tacę pusty
kieliszek babci. Następnie wziął drinki dla nas.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na wystrój
nowego domu Marca. W zasadzie nie jest taki nowy. To mający ponad sto lat duży
dworek. Marc kupił go i odbudował. Wszystko utrzymał w stylu klasycznym.
Wystrój jest trochę ciężki dla oka, ale intryguje swoimi zdobieniami. Sufit
pokryty jest freskiem ilustrującym Marca jako przewodnika po świecie mody w
XVIII wieku. Wokół niego zgromadzone są kobiety o różnym kolorze skóry i kilku
mężczyzn. Marco z otwartymi ramionami przyjmuje ich pod swoją opiekę. Ogromny diamentowy
żyrandol daje wrażenie, jakby było się w pałacu.
- Piękne, prawda? – Damon przerwał moją
fascynację dworkiem.
- Zdecydowanie – odpowiedziałam wciąż
rozmarzonym głosem.
- Damon! – ktoś zawołał mojego partnera.
To była Melisa Morgan. Moja kuzynka, wnuczka
cioci Jene. Jest wysoką, szczupłą blondynką o ostrych rysach twarzy. Wyjątkowo
atrakcyjna kobieta lekkich obyczajów. Wojna między nami trwa od 6 lat. Kiedy na
imprezie przespała się z moim chłopakiem. Zawsze zabierała mi wszystko co tylko
chciała. Kilkakrotnie jej się odpłaciłam, ale królowa intryg nigdy nie da za
wygraną.
- Witaj Meliso – odpowiedział grzecznie.
- Cudownie, że znowu mamy okazję się spotkać –
powiedziała rozpromieniona, a następnie złożyła krótki pocałunek na ustach
Damona. Odsunął ją lekko i posłał mi przepraszające spojrzenie.
Wypiłam od razu całe Martini, a następnie
postanowiłam się przywitać.
- Melisa, dawno cię nie widziałam. Ładna
sukienka – powiedziałam przesłodzonym głosem.
Miała na sobie zwiewną, króciutką, malinową
sukienkę na cieniutkich ramiączkach. Do tego białe czółenka.
- Oh, jest i moja kuzynka Viktoria. Powinieneś
lepiej dobierać towarzystwo.
- Jak zwykle przyszłaś sama?
- Nie, mój partner zaraz przyniesie drinki.
Chwilę później przy boku Melisy stał Jake.
Tego już było za wiele!
- Dopiero co się rozstaliśmy a ty już masz
faceta? – zapytał oburzony.
W tym momencie nie wytrzymałam, zabrałam drink
Damonowi i wylałam na twarz Jake’a.
- Nie masz prawa mówić mi z kim mogę się
spotykać. Miłego wieczoru z Melisą, nie musisz się starać zawsze chętnie idzie
do toalety.
- Damon, może zostawimy ich? Chyba mają sobie
coś do wyjaśnienia. Omówimy własne sprawy – uwodziła go wskazując na bar.
- Rób co chcesz, ja wracam do domu – zwróciłam
się do mojego partnera i odeszłam.
Damon od razu ruszył za mną.
- Może wytłumaczysz mi co tu się dzieje? –
zapytał zdezorientowany.
- Miałam zapytać o to samo.
- Ok, może pojedziemy do mnie i spokojnie
porozmawiamy – zaproponował.
- Dobrze.
Przyniósł mi futro i pojechaliśmy do jego
domu. Mieszkał 7 przecznic ode mnie.
Jego apartament był zdecydowanie mniejszy od
mojego, w męskim stylu nowoczesnym. Przeważała tu biel i brąz. Rozsiadłam się
na sofie i zrzuciłam szpilki.
- Czego się napijesz?
- Czerwonego wina.
Bez słowa podał mi kieliszek i usiadł obok
mnie. Wpatrywał się intensywnie w moje oczy czekając aż zacznę mówić.
- Jake, to mój były chłopak. Wczoraj go
zastałam w łóżku z inną kobietą, a dziś jest partnerem Melisy.
-
Rozumiem. Trzeba było tak od razu. Porozmawiałbym sobie troszeczkę z
nim, może znaleźlibyśmy wspólny język – zaśmiał się.
- A o co chodzi z Melisą? Było takie czułe
przywitanie.
- Od czasu do czasu spotykam się z nią bez
zobowiązań. Zawsze jest chętna na różnego rodzaju imprezy.
- I facetów – dodałam.
- Taak. Zaciekawiła mnie twoja reakcja.
- Moja reakcja?
- Jesteś zazdrosna, bardzo mi się to podoba –
musnął dłonią mój policzek.
- Nie jestem zazdrosna!
W tym momencie mnie pocałował. Miał takie
miękkie usta. Zębami delikatnie zahaczał o moje wargi, co jeszcze bardziej mnie
podniecało.
- Oczywiście, nie jesteś – powiedział na
chwilę przerywając pocałunek. Opadłam na sofę, nie musiałam długo czekać, na
jego reakcję. Miedzy pocałunkami podgryzał mi szyję. Jego dłonie były wszędzie,
już gubiłam rachubę, którą część ciała pieści. Cieniutki sznurek rozwiązał bez
problemu. Góra sukienki była w coraz większym nieładzie. Silną dłonią zgiął
moją nogę w kolanie i przesuwał ją w kierunku koronkowych bokserek. Kiedy tylko
pozbyłam się krawatu, zajęłam się jego koszulą. Pod jego umięśnionym ciałem
czułam się taka malutka. Nagle uświadomiłam sobie, że jesteśmy zupełnie nadzy.
Kochaliśmy się namiętnie. Jest taki cudowny. Wie co robić i nie pyta o
pozwolenie, bierze tyle ile chce. Najlepszy sex w życiu! Gdy tylko opadliśmy na
kanapę sapaliśmy okropnie. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Leżeliśmy
wtuleni w siebie. Nic inne się nie liczyło. Kiedy oderwał się od moich,
spojrzał prosto w oczy i delikatnie głaskał wierzchem palców po policzku.
- Jesteś niesamowita – powiedział z
fascynacją.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, spanikowana
pocałowałam go. Z przyjemnością odwzajemnił pocałunek.
- To nie wszystko na co mnie stać, ale teraz
pozwól, że pójdę pod prysznic.
- Mogę iść z tobą – zaproponował.
- Hehe, nie tym razem – zaśmiałam się i
pogroziłam mu palcem. Jestem bardzo głodna, jak się postarasz to ewentualnie
dostaniesz deser – pocałowałam go w policzek i sprytnie wyślizgnęłam się z jego
ramion. Zebrałam z podłogi swoją bieliznę i jego koszulę. Teraz tylko musiałam
znaleźć łazienkę. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem wskazania drogi.
Zaśmiał się i wskazał na 3 drzwi w holu. Łazienka
była średniej wielkości. Była utrzymana w ciemnym drewnie i bieli. Zmyłam
makijaż, a następnie wzięłam szybki prysznic. Jak tylko wytarłam ciało, ubrałam
bieliznę i koszulę Damona. Miała niesamowity mocny zapach męskich perfum. Mokre
włosy opadały na koszulę. W takim lekkim nieładzie wyszłam z łazienki. Kiedy
znalazłam się w salonie zauważyłam na stoliku dwa talerze z omletami.
Damon siedział w samych bokserkach. Nie da się
ukryć, mam do niego słabość. Siadłam okrakiem na jego kolanach. Damon od razu
położył dłonie na moich biodrach.
- Wyglądasz bardzo seksownie w mojej koszuli –
powiedział wciąż mi się przyglądając.
- Też mi się podoba – nie wytrzymałam, kolejny
raz tego wieczoru pocałowałam go. Kiedy nasze usta oderwały
się na milimetr, zeszłam z jego kolan i zajęłam się omletem z serem i
pomidorami.
- To tyle? – zapytał zawiedziony.
- Pyszny omlet – drażniłam się z nim.
Kiedy zjedliśmy wpakowałam się pod mięciutki
koc leżący na sofie z lampką wina.
- Powiedz coś o sobie – zażądałam.
- Od czego zacząć?
- Ile masz lat?
Zaśmiał się pociągnął duży łyk wina.
- Oficjalnie?
- Poproszę o dwie wersje.
- Oficjalnie 28, w rzeczywistości 34.
- No to będziesz miał mi sporo do
opowiedzenia.
- Pytaj o co tylko chcesz.
- Z iloma dziewczynami kochałeś się na tej
kanapie?
- Nie wiem czy jesteś gotowa na tą liczbę –
zaśmiał się.
- Może jakoś to przeżyję.
- Tylko z tobą, kupiłem ją 2 dni temu.
- Cóż za zaszczyt mnie spotkał.
- To może teraz moja kolej na pytanie?
- No dobra.
- Wyjedziesz ze mną na kilka dni do Paryża?
- Do Paryża?
- Tak.
- No nie wiem, nie wiem. Musisz mnie jakoś
przekonać. Uprzedzam, nie będzie łatwo.
- Myślę, ze sobie poradzę – założył mokry
kosmyk włosów za moje ucho i delikatnie pocałował.
Kiedy tylko przerwał nasz pocałunek, wstałam i
wolnym krokiem poszłam do sypialni. Od razu ruszył za mną. Położyłam się na
wygodnym łóżku i przykryłam ciepłą kołdrą.
- Dobranoc – krótko pożegnałam się z
kochankiem i pocałowałam go w policzek.
Był zaskoczony, po jego oczach wiedziałam, że
liczył na coś więcej. Zawiedziony opadł koło mnie.
Muahahaha!
OdpowiedzUsuńMoja nimfomańska natura czuje się zaspokojona. ;]
Strasznie chaotyczny rozdział, ale ciekawy. Strasznie dużo się zadziało. Ogrom konfliktów.
Zaskakujesz mnie tymi wszystkimi projektantami... Wszyscy istnieją naprawdę? Skąd to wszystko znasz? :D