„A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.”
Antoine Marie Roger de Saint-Exupéry

3

Obudziłam się, kiedy było jeszcze ciemno. Wskoczyłam pod prysznic. Niedbale związałam włosy i narzuciłam luźną czarną tunikę, która z jednej strony opadła mi do łokcia i opinała się na biodrach, ledwie zasłaniając koronkowe stringi. Gdy schodziłam po schodach rozległ się dzwonek do drzwi. Resztę drogi wykonałam w biegu. To była babcia.
- Witaj Clarie – ucałowałam ją w policzek.
- Musimy porozmawiać – odpowiedziała sucho.
Nic więcej nie mówiła. Poszła do kuchni i rzuciła gazetą o stół.
- Co to jest? O wszystkim muszę się z gazet dowiadywać? – była bardzo zdenerwowana.
Na okładce widniało moje zdjęcie z testem ciążowym. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Clarie to nie tak, nie jestem w ciąży.
- A to zdjęcie?
- Podejrzewałam, ale nie jestem.
- Całe szczęście, pokaz za kilka dni. Zrób mi mocnego drinka. Dochodzi 9 a ja jeszcze nic nie piłam.
- Ehh, zaraz zaczną się telefony.
- Sama jesteś sobie winna. Trzeba było kogoś wysłać, a nie paradować z testem na ulicy.
- Dobra nie ważne. Wczoraj był Marco. Zostawił ubrania.
- Podobają się?
- Piękne.
- Cieszę się, dzięki za drinka. Odezwę się później.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła.
- Pa babciu.
Gazeta nadal leżała na blacie.

A jednak wszystko zostaje w rodzinie, Victoria w ciąży !

Młoda modelka i wnuczka Clarie Shelley zaciążyła. Wczoraj mogliśmy spotkać ją na ulicach Manhattanu spacerującą z testem ciążowym. To nie pierwsza ciąża w tej rodzinie przy tak młodym wieku. Jej babcia urodziła syna w wieku 17 lat. John też nie próżnował, podczas studiów spłodził Victorię. Patrząc na tradycje rodzinne można by powiedzieć, że Viki była zmuszona zaciążyć…

Nie miałam ochoty czytać dalszej części artykułu. Zadzwonił telefon.
- Cześć mamo, nie jestem w ciąży.
- Co? O czym ty mówisz?
- Nie czytałaś porannej gazety?
- Jeszcze nie.
- No to odpowiem jeszcze raz i dobrze zapamiętaj „Nie, nie jestem w ciąży”.
- Nie rozumiem cie zupełnie.
- Ehh, nie ważne. Stało się coś?
- Tak, rozwodzę się z twoim ojcem. Będziesz miała rodzeństwo.
- Ty czy ojciec?
- Asystentka ojca.
- Jaką mam role?
- Żadnych skandali.
- Heh, troszkę się spóźniłaś. Muszę kończyć, ktoś dzwoni do drzwi. Pa mamo.
Za drzwiami stał Jake z wielkim bukietem czerwonych róż.
- Co tu robisz? Nie wyraziłam się jasno?
- Daj mi 5 minut. Pozwól mi wejść.
Wpuściłam go do środka.
- Słucham.
- Ja popełniłem błąd, ale chce go naprawić. Będziemy mieli dziecko, wszystko się ułoży.
- Daruj sobie, nie ma żadnego dziecka. Sam chcesz wyjść czy potrzebujesz pomocy?
- Usunęłaś?!
Odwróciłam się i wzięłam telefon.
- Ochrona? Mój gość chce wyjść, ale nie zna drogi, moglibyście mu pomóc? Dziękuję.
Idąc do kuchni odwróciłam się na chwilkę.
- Już mówiłam, nie było żadnego dziecka. Jak będę wracała z kawą ma cię tu nie być.
W tym momencie wszedł jeden z ochroniarzy. Był bardzo wysokim i umięśnionym murzynem. Głowę miał zupełnie ogoloną. Można było się go wystraszyć.
- Pani Shelley, wszystko w porządku?
- To zależy. Jake, wychodzisz?
Jake wyszedł bez słowa. Ulżyło mi, jeszcze chwila a wylądowałby na ulicy szybciej niż byłby wstanie zjechać windą.
- Pani Shelley?
- Victoria.
- Dylan.
- Sprawdź czy opuścił budynek oraz dopilnuj by nigdy tu nie wszedł.
- To wszystko?
- Tak, dziękuję.
Dylan wyszedł, a ja poszłam zrobić sobie latte. Usiadłam z kubkiem na tarasie. Powietrze było chłodne, a na niebie kłębiły się chmury w różnych odcieniach granatu. Napawając się tym widokiem starałam się zapomnieć o konsekwencjach, które niesie za sobą artykuł New York Post. Mój odpoczynek zakłócił dźwięk telefonu.
- Tak? - powiedziałam spokojnym głosem.
- Victoria, tu Jessica. Vanessa kazała cię ściągnąć do redakcji.
- Niech zgadnę, nie będzie to miłe spotkanie. Za ile mam być?
- Za godzinę.
- Już się szykuje. Do zobaczenia – rozłączyłam się.
Zamówiłam taksówkę  i pobiegłam na górę. Rozczesałam długie włosy i ułożyłam w lekkim nieładzie. Na twarz nałożyłam cienką warstwę podkładu. Oczy rozświetliłam białym cieniem. Rzęsy pomalowałam tuszem, a na policzki nałożyłam troszkę różu. W garderobie znalazłam czarne rurki Prady, luźną czerwoną bluzkę z głębokim dekoltem od Valentina. Białe złocone szpilki i torebka babci w tym samym odcieniu nadawały ciekawości kreacji. Białe futro sięgające bioder było idealnym okryciem na dzisiejszy dzień. W pośpiechu opuściłam budynek. Na dole już czekała na mnie taksówka. W ciągu 10 minut dotarłam na miejsce.
Drobna brunetka dała mi kartę gościa. Wsiadając do windy miałam nadzieję, że nie będę jechać sama. Niestety nikt się nie pojawił. Na górze przywitała mnie Jessica.
- Vanessa już na ciebie czeka.
- Życz mi powodzenia.
Pewnym krokiem weszłam do gabinetu Vanessy.
- Witaj Victorio.
- Vanesso.
- Pani Crown. Zapewne domyślasz się w jakiej sprawie cię wezwałam.
- Nie jestem w ciąży.
- Nie obchodzi mnie to w tej sytuacji. Zatrudnienie ciebie było błędem. W związku z twoją pozycją społeczną nie możesz pracować w mojej gazecie, ograniczasz nasze możliwości. Jesteś zbyt znana by wtopić się w tłum i zdobyć sensację, sama nią jesteś. Muszę dbać o dobro gazety, a nie zachcianki mojego brata. Z twoją pozycją wątpię, by jakikolwiek magazyn przyjął cię pod swoją opiekę. Być może masz potencjał, czytałam twój tekst, który dołączyłaś do CV. Niestety tym razem ci nie pomoże. Na biurku leży twoje wymówienie.
Nie wiem co bardziej mnie zabolało, utrata pracy czy to, że miała rację. Jako dziennikarka się nie sprawdzę. Nie ma szans po dzisiejszym poranku.
- Rozumiem, dobro gazety jest najważniejsze.
Nie czekałam aż coś doda, zabrałam wymówienie z biurka i wyszłam.
-Jessica, już tu nie pracuję – powiedziałam, zaraz po tym jak zamknęły się drzwi gabinetu Królowej Śniegu. Przynajmniej nie muszę zabierać z stąd rzeczy.
- Nie martw się, Damon na pewno ci pomoże.
- Nie, a nawet jeśli będzie chciał, to ja się nie zgodzę. Powinnam już iść, powodzenia.
Chciałam jak najszybciej opuścić redakcję. Kiedy dotarłam do windy znowu zadzwonił mi telefon.
- Hej Ashley.
- Czemu nie zadzwoniłaś? Jaki wynik testu?
- Nie jestem w ciąży i właśnie wylano mnie z Timesa.
- Jak to się stało?
- Moja pozycja społeczna ogranicza gazetę.
- Vic, tak mi przykro.
- Nie ważne. Muszę kończyć, nie długo się odezwę.
Kiedy zjechałam na dół oddałam kartę wstępu i wróciłam taksówką do domu. Chwyciłam za telefon i wynajęłam limuzynę z kierowcą na stałe. Czas na zmiany. Skoro moje marzenie o dziennikarstwie padło, poświęcę się modelingowi i życiu publicznemu. Następny telefon wykonałam do babci.
- Clarie? Idę na bankiet.
- Nie spóźnij się.
- Zabiorę nowego znajomego.
- Ktoś znany?
- Nie obojętny. Do zobaczenia u Jacobsa.
Teraz tylko trzeba nakłonić Damona na bankiet. Idąc do garderoby rozległ się dzwonek do drzwi. Za nimi stał Damon. Najwidoczniej ściągnęłam go myślami.
- Victorio, tak mi przykro. Właśnie się dowiedziałem co się stało. Vanessa jest nieugięta.
- Nie szkodzi. Ma trochę racji, tylko nie mów jej tego -  zaśmiałam się.
- Jak się czujesz?
- Nie jestem w ciąży!
- Spokojnie.
- Przepraszam, ale od rana nic innego nie robię, tylko to powtarzam.
- Dasz się zaprosić na kolację?
- Właściwie mam dla Ciebie propozycję. Poszedł byś dziś ze mną na bankiet do Marca Jacobsa?
- Z przyjemnością.
- Świetnie.
- Będę po ciebie o 8.
- Do zobaczenia.
Kiedy tylko zamknąłem za nim drzwi kolejny raz zadzwonił telefon. Numer nie znany. Odebrałam.
- Viki, przepraszam za wczoraj – usłyszałam głos Chrisa.
- Nic się nie stało. Co z Jackiem?
- Jest połamany, szybko ze szpitala nie wyjdzie, ale wyliże się. Charlotte siedzi przy nim cały czas, a ja zajmuje się siostrą i bliźniakami.
- Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie.
- A ty jak się czujesz?
- Czytałeś gazetę?
- Tak.
- Nie jestem w ciąży.
- A byłaś już u lekarza? Wiem, że miałem cię zabrać, ale teraz nie dam rady.
- Nie przejmuj się. Zostań z rodziną, ja dam sobie radę.
- Odezwę się jeszcze.
- Pa.
Po zakończeniu rozmowy natychmiast wyłączyłam telefon. Następnie nalałam do ogromnej wanny gorącej wody i zanurzyłam się w cudownej pianie. Chwila relaksu, brak telefonów, gości i tłumaczeń odnośnie ciąży. Jednak po głowie błądził mi szatyn spod 930. Ciekawe co teraz robi. Niestety musiałam przerwać moje rozmyślenia. Dochodziła 5, a ja nadal siedziałam w wannie. Szybko wyszłam z wanny i założyłam wałki na mokre włosy. Następnie poszłam do garderoby wybrać kreacje. Założyłam pończochy i koronkowa bieliznę. Zmyłam czerwony lakier z paznokci, by nałożyć na nie matowy fiolet. Monochromatyczna suknia Valentino prezentowała się wyśmienicie. Miała odcień bardzo ciemnej śliwki. Swobodnie opadała na sylwetce, górna część została pocięta w bardzo ciekawy sposób, poszczególne elementy nawleczono na cienki, wiązany sznurek. Dekolt sięga niemal pasa, długie rękawy są przecięte i spięte w nadgarstkach. Pas zaznaczony jest subtelnym marszczeniem. Naniosłam na nie skórzany, beżowy pas wysadzany kamieniami ametystu od Balmaina.
Do tego dobrałam niezawodne beżowe czółenka Jimiego Choo. Pokręcone włosy zebrałam w luźny kok. Na oczy nałożyłam wyrazisty filetowy cień przechodzący w czerń, długie rzęsy wymodelowałam tuszem. Na policzki nałożyłam troszkę różu, a usta pomalowałam śliwkowo - różową pomadką. Kiedy skończyłam rozległ się dzwonek do drzwi. Zegarek wskazywał 8. Gdy otworzyłam drzwi zaparło mi dech w piersiach. Zadawałam sobie sprawę, że Damon jest przystojny, ale jego widok w moich drzwiach z czerwoną różą był bezcenny. Miał na sobie elegancki czarny płaszcz i buty od Armaniego.
- Wyglądasz zniewalająco – przywitał mnie pięknym uśmiechem. Chwilę potem otrzymałam różę.
- Dziękuję – powiedziałam wolnym i spokojnym głosem, a następnie pocałowałam go w policzek na którym odbiła się moja szminka. Kciukiem delikatnie ją zmazałam i wtedy nasze spojrzenia się zatraciły. W ostatniej chwili odsunęłam się. Nie wiele brakowało do pocałunku. Jeszcze bardziej zaintrygowałam go tym.
- Gotowa?
- Oczywiście.
Wzięłam z szafy średniej długości beżowe futro od Calvina Kleina, beżową kopertówkę McQueena i ruszyliśmy do windy.
Na dole czekała na nas czarna limuzyna. Szofer otworzył nam drzwi. Damon wsiadł zaraz za mną.
- Szampana? – uprzejmie spytał.
- Z chęcią –odparłam.
Samochód był luksusowy. W środku wszystko było obite delikatną grafitową skórą.
- Zapomniałam cię uprzedzić. Będzie moja babcia.
- Wiem, spokojnie, Clarie mnie nie przestraszy.
- Clarie? Jesteście na ty? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Poznaliśmy się na jednym z bankietów Jacobsa.
- Marca też znasz?
- To mój przyjaciel. Zamierzałem zabrać cię na dzisiejszy bankiet, ale zaproponowałaś pierwsza.
- Ups, musisz być szybszy. Kiedyś ktoś ci zabierze deser tuż spod nosa.
- Będę pamiętał – zaśmiał się.
Dojechaliśmy na miejsce. Damon wyszedł pierwszy, aby podać mi rękę, kiedy wysiadałam z limuzyny. Delikatnie postawiłam stopy na czerwonym dywanie, a następnie pozwoliłam Damonowi wziąć mnie pod rękę. Kawałek dalej stanęliśmy, aby zadowolić aparaty paparazzi. Kiedy weszliśmy do środka, podałam furto Damonowi. Kiedy ściągnął swój płaszcz zobaczyłam jego czarny garnitur, był prosty i elegancki. Pod marynarką miał matowo fioletową koszulę a do tego cieniutki czarny krawat.
- Zbieg okoliczności?
- Koszula?
- Tak.
- Męska intuicja.
- O tym jeszcze nie słyszłam – zaśmiałam się.
- Widzisz skarbie, to najnowszy krzyk mody – ukradkiem szepnął mi do ucha.
W tym momencie podszedł do nas Marc Jacobs.
- Victorio! Wyglądasz cudownie! – wykrzyczał przytulając mną.
- Damon, ty szczęściarzu. Masz najpiękniejszą partnerkę. Uważaj na nią – dodał idąc powitać kolejnych gości.
- Będę pilnował jak oka w głowie.
- Żebyś się nie zdziwił – odpowiedziałam zadziornie.
Już miał mi odpowiedzieć kiedy podeszła do nas babcia.
- Viki! I jest Damon. Możesz przynieść nam Martini?
- Clarie! – powiedziałam oburzona.
- Nie ma sprawy – ucałował mnie w policzek i poszedł po drinki.
- Po co z nim przyszłaś? Mało masz kłopotów?
- O co ci chodzi?
- Skandal z ciążą, a teraz Damon? Co powie Jake?
- Nie jesteśmy razem. Zdradził mnie. Po za tym co masz do Damona?
- Słyszałam o nim różne rzeczy. Większość była mało pochlebna.
- Jak o każdym. Ja niby jestem w ciąży.
- Wykorzysta cię i zostawi. Zostaniesz zniszczona. Interesy są dla niego wszystkim. To brat twojej szefowej.
- Byłej szefowej. Wywaliła mnie za ten artykuł.
- Jeszcze lepiej. Chociaż są tego plusy, będziesz miała więcej czasu dla modelingu.
Wrócił Damon z drinkami. Clarie wzięła dwa. Jeden wypiła od razu i oddała mu kieliszek. Byłam na nią wściekła. Mogła chociaż zachować pozory, że nim nie gardzi.
- Przepraszam za babcie.
- Nic się nie stało. Nie smuć się, mieliśmy z Clarie nie za dobry początek – powiedział odkładając kelnerowi na tacę pusty kieliszek babci. Następnie wziął drinki dla nas.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na wystrój nowego domu Marca. W zasadzie nie jest taki nowy. To mający ponad sto lat duży dworek. Marc kupił go i odbudował. Wszystko utrzymał w stylu klasycznym. Wystrój jest trochę ciężki dla oka, ale intryguje swoimi zdobieniami. Sufit pokryty jest freskiem ilustrującym Marca jako przewodnika po świecie mody w XVIII wieku. Wokół niego zgromadzone są kobiety o różnym kolorze skóry i kilku mężczyzn. Marco z otwartymi ramionami przyjmuje ich pod swoją opiekę. Ogromny diamentowy żyrandol daje wrażenie, jakby było się w pałacu.
- Piękne, prawda? – Damon przerwał moją fascynację dworkiem.
- Zdecydowanie – odpowiedziałam wciąż rozmarzonym głosem.
- Damon! – ktoś zawołał mojego partnera.
To była Melisa Morgan. Moja kuzynka, wnuczka cioci Jene. Jest wysoką, szczupłą blondynką o ostrych rysach twarzy. Wyjątkowo atrakcyjna kobieta lekkich obyczajów. Wojna między nami trwa od 6 lat. Kiedy na imprezie przespała się z moim chłopakiem. Zawsze zabierała mi wszystko co tylko chciała. Kilkakrotnie jej się odpłaciłam, ale królowa intryg nigdy nie da za wygraną.
- Witaj Meliso – odpowiedział grzecznie.
- Cudownie, że znowu mamy okazję się spotkać – powiedziała rozpromieniona, a następnie złożyła krótki pocałunek na ustach Damona. Odsunął ją lekko i posłał mi przepraszające spojrzenie.
Wypiłam od razu całe Martini, a następnie postanowiłam się przywitać.
- Melisa, dawno cię nie widziałam. Ładna sukienka – powiedziałam przesłodzonym głosem.
Miała na sobie zwiewną, króciutką, malinową sukienkę na cieniutkich ramiączkach. Do tego białe czółenka.
- Oh, jest i moja kuzynka Viktoria. Powinieneś lepiej dobierać towarzystwo.
- Jak zwykle przyszłaś sama?
- Nie, mój partner zaraz przyniesie drinki.
Chwilę później przy boku Melisy stał Jake. Tego już było za wiele!
- Dopiero co się rozstaliśmy a ty już masz faceta? – zapytał oburzony.
W tym momencie nie wytrzymałam, zabrałam drink Damonowi i wylałam na twarz Jake’a.
- Nie masz prawa mówić mi z kim mogę się spotykać. Miłego wieczoru z Melisą, nie musisz się starać zawsze chętnie idzie do toalety.
- Damon, może zostawimy ich? Chyba mają sobie coś do wyjaśnienia. Omówimy własne sprawy – uwodziła go wskazując na bar.
- Rób co chcesz, ja wracam do domu – zwróciłam się do mojego partnera i odeszłam.
Damon od razu ruszył za mną.
- Może wytłumaczysz mi co tu się dzieje? – zapytał zdezorientowany.
- Miałam zapytać o to samo.
- Ok, może pojedziemy do mnie i spokojnie porozmawiamy – zaproponował.
- Dobrze.
Przyniósł mi futro i pojechaliśmy do jego domu. Mieszkał 7 przecznic ode mnie.
Jego apartament był zdecydowanie mniejszy od mojego, w męskim stylu nowoczesnym. Przeważała tu biel i brąz. Rozsiadłam się na sofie i zrzuciłam szpilki.
- Czego się napijesz?
- Czerwonego wina.
Bez słowa podał mi kieliszek i usiadł obok mnie. Wpatrywał się intensywnie w moje oczy czekając aż zacznę mówić.
- Jake, to mój były chłopak. Wczoraj go zastałam w łóżku z inną kobietą, a dziś jest partnerem Melisy.
-  Rozumiem. Trzeba było tak od razu. Porozmawiałbym sobie troszeczkę z nim, może znaleźlibyśmy wspólny język – zaśmiał się.
- A o co chodzi z Melisą? Było takie czułe przywitanie.
- Od czasu do czasu spotykam się z nią bez zobowiązań. Zawsze jest chętna na różnego rodzaju imprezy.
- I facetów – dodałam.
- Taak. Zaciekawiła mnie twoja reakcja.
- Moja reakcja?
- Jesteś zazdrosna, bardzo mi się to podoba – musnął dłonią mój policzek.
- Nie jestem zazdrosna!
W tym momencie mnie pocałował. Miał takie miękkie usta. Zębami delikatnie zahaczał o moje wargi, co jeszcze bardziej mnie podniecało.
- Oczywiście, nie jesteś – powiedział na chwilę przerywając pocałunek. Opadłam na sofę, nie musiałam długo czekać, na jego reakcję. Miedzy pocałunkami podgryzał mi szyję. Jego dłonie były wszędzie, już gubiłam rachubę, którą część ciała pieści. Cieniutki sznurek rozwiązał bez problemu. Góra sukienki była w coraz większym nieładzie. Silną dłonią zgiął moją nogę w kolanie i przesuwał ją w kierunku koronkowych bokserek. Kiedy tylko pozbyłam się krawatu, zajęłam się jego koszulą. Pod jego umięśnionym ciałem czułam się taka malutka. Nagle uświadomiłam sobie, że jesteśmy zupełnie nadzy. Kochaliśmy się namiętnie. Jest taki cudowny. Wie co robić i nie pyta o pozwolenie, bierze tyle ile chce. Najlepszy sex w życiu! Gdy tylko opadliśmy na kanapę sapaliśmy okropnie. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Leżeliśmy wtuleni w siebie. Nic inne się nie liczyło. Kiedy oderwał się od moich, spojrzał prosto w oczy i delikatnie głaskał wierzchem palców po policzku.
- Jesteś niesamowita – powiedział z fascynacją.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, spanikowana pocałowałam go. Z przyjemnością odwzajemnił pocałunek.
- To nie wszystko na co mnie stać, ale teraz pozwól, że pójdę pod prysznic.
- Mogę iść z tobą – zaproponował.
- Hehe, nie tym razem – zaśmiałam się i pogroziłam mu palcem. Jestem bardzo głodna, jak się postarasz to ewentualnie dostaniesz deser – pocałowałam go w policzek i sprytnie wyślizgnęłam się z jego ramion. Zebrałam z podłogi swoją bieliznę i jego koszulę. Teraz tylko musiałam znaleźć łazienkę. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem wskazania drogi.
Zaśmiał się i wskazał na 3 drzwi w holu. Łazienka była średniej wielkości. Była utrzymana w ciemnym drewnie i bieli. Zmyłam makijaż, a następnie wzięłam szybki prysznic. Jak tylko wytarłam ciało, ubrałam bieliznę i koszulę Damona. Miała niesamowity mocny zapach męskich perfum. Mokre włosy opadały na koszulę. W takim lekkim nieładzie wyszłam z łazienki. Kiedy znalazłam się w salonie zauważyłam na stoliku dwa talerze z omletami.
Damon siedział w samych bokserkach. Nie da się ukryć, mam do niego słabość. Siadłam okrakiem na jego kolanach. Damon od razu położył dłonie na moich biodrach.
- Wyglądasz bardzo seksownie w mojej koszuli – powiedział wciąż mi się przyglądając.
- Też mi się podoba – nie wytrzymałam, kolejny raz tego wieczoru pocałowałam go.                     Kiedy nasze usta oderwały się na milimetr, zeszłam z jego kolan i zajęłam się omletem z serem i pomidorami.
- To tyle? – zapytał zawiedziony.
- Pyszny omlet – drażniłam się z nim.
Kiedy zjedliśmy wpakowałam się pod mięciutki koc leżący na sofie z lampką wina.
- Powiedz coś o sobie – zażądałam.
- Od czego zacząć?
- Ile masz lat?
Zaśmiał się pociągnął duży łyk wina.
- Oficjalnie?
- Poproszę o dwie wersje.
- Oficjalnie 28, w rzeczywistości 34.
- No to będziesz miał mi sporo do opowiedzenia.
- Pytaj o co tylko chcesz.
- Z iloma dziewczynami kochałeś się na tej kanapie?
- Nie wiem czy jesteś gotowa na tą liczbę – zaśmiał się.
- Może jakoś to przeżyję.
- Tylko z tobą, kupiłem ją 2 dni temu.
- Cóż za zaszczyt mnie spotkał.
- To może teraz moja kolej na pytanie?
- No dobra.
- Wyjedziesz ze mną na kilka dni do Paryża?
- Do Paryża?
- Tak.
- No nie wiem, nie wiem. Musisz mnie jakoś przekonać. Uprzedzam, nie będzie łatwo.
- Myślę, ze sobie poradzę – założył mokry kosmyk włosów za moje ucho i delikatnie pocałował.
Kiedy tylko przerwał nasz pocałunek, wstałam i wolnym krokiem poszłam do sypialni. Od razu ruszył za mną. Położyłam się na wygodnym łóżku i przykryłam ciepłą kołdrą.
- Dobranoc – krótko pożegnałam się z kochankiem i pocałowałam go w policzek.
Był zaskoczony, po jego oczach wiedziałam, że liczył na coś więcej. Zawiedziony opadł koło mnie.

1 komentarz:

  1. Muahahaha!
    Moja nimfomańska natura czuje się zaspokojona. ;]
    Strasznie chaotyczny rozdział, ale ciekawy. Strasznie dużo się zadziało. Ogrom konfliktów.
    Zaskakujesz mnie tymi wszystkimi projektantami... Wszyscy istnieją naprawdę? Skąd to wszystko znasz? :D

    OdpowiedzUsuń