- Już prawie jesteśmy na miejscu - miała tak podekscytowany głos, że
prawie krzyczała. Jestem taka podekscytowana! – teraz już
krzyczała.
- A
myślisz, że ja nie? Knujesz coś za moimi plecami, odkąd się urodziłam i zawsze o
wszystkim dowiaduje się ostatnia – odpowiedziałam tonem z udawanym oburzeniem, bo tak naprawdę uwielbiam jej niespodzianki.
- Dobra, mała, nie marudź, tylko uważaj jak
chodzisz! Nie chce widzieć już twoich zdartych kolan. Masz takie zgrabne nogi.
A właśnie, Marco jutro przywiezie najnowsze hity sezonu. Wybierzesz, co ci
wpadnie w oko, jak zawsze, ale radze ci, bierz wszystko. Przeszłam samą siebie! Pamiętaj
by nie zakładać ich przed przyszłym piątkiem. Nie powinno się pokazywać dzieła
przed premierą. Będzie tam też parę ciuszków od Coco Chanel, Prady oraz Gucciego a resztę sama zobaczysz. Viki,
jakbyś chciała to przyłącz się do mnie, w sobotę wybieram się na bankiet do
Marca Jacobsa. Będzie zachwycony twoją
obecnością. Powiem Marcowi, by znalazł coś idealnego na ten
wieczór. Dziś czwartek, dobrze by było, abyś wpadła do Beuty po coś oryginalnego. Dbaj
o wagę. Nie możesz przekroczyć 55 kg.
- Dobrze, babciu, dam sobie radę, ważę 54kg od
3 lat – powiedziałam z cierpliwością. Zawsze
miała dużo do powiedzenia i prawdopodobnie po niej to odziedziczyłam.
Możesz mi w końcu powiedzieć, gdzie idziemy? Nie jesteśmy już na dworze, prawda?
Możesz mi w końcu powiedzieć, gdzie idziemy? Nie jesteśmy już na dworze, prawda?
- Tak, obecnie wchodzimy do windy. Nie zadawaj
więcej pytań, zawsze musisz być taka ciekawska? Trochę cierpliwości, dziewczyno! - zaczęła chichotać.
Cała ona, trudno było przewidzieć jej humor,
nie znosiła, kiedy ktokolwiek zwracał jej uwagę, że zrobiła coś źle i zadawał
jakiekolwiek pytania, wolny duch, prawdziwa artystka. Byłam jedyną osobą, którą nie obowiązywały te
zasady. Zawsze za bardzo mnie rozpieszczała i mówiła, że dla mnie nie ma zasad, sama mam je tworzyć i ich przestrzegać, a inni mają się dostosować. Można
powiedzieć, że stosowałam się do tego. Czasami mam wrażenie, że zachowuję się jak ona, co mnie przeraża.
Nie jestem królową! Nie żeby ona była, ale często się tak
zachowuje. Winda dojechała na piętro, gdzie wysiadałyśmy. Usłyszałam, jak przekręca
klucz w drzwiach. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to, że znowu
wynajęła hotelowy apartament na imprezę „niespodziankę”, ale nie mogę sobie
przypomnieć powodu, dla którego miałaby to robić. Jednym ruchem ręki ściągnęła
mi opaskę z oczu. Rzeczywiście zobaczyłam apartament, ale na pewno nie był on
hotelowy. Ogromna
przestrzeń w nowoczesnym stylu od razu zauroczyła mnie. Składała się z parteru i piętra oraz ogromnego balkonu. To chyba 70-te piętro! Nie pomyliłam się. Widziałam cały Nowy Jork! Praktycznie w ogóle nie było ścian, a ich
skrawki miały kolor biały, poza tym wszędzie otaczały mnie okna. Podłoga pokryta wykładziną, bardziej przypomina dywan tak miękki, także w odcieniu
bieli. Meble oraz dodatki były w różnych kolorach, ożywiając pomieszczenie i
jednocześnie ze sobą współgrając. Wszystko było z najnowszych katalogów
najlepszych projektantów. Nie można było od nich oderwać wzroku, a dodatki
jeszcze bardziej to utrudniały. Obok szerokich szklanych schodów stało mnóstwo
pudeł, w których zapewne było mnóstwo moich pierdółek.
- Podoba ci się? To twój nowy apartament na
Upper East Side przy 63 ulicy. Są tu wszystkie twoje rzeczy. Część rzeczy jest
już w szafie, nie mogłam pozwolić by ubrania zniszczyły się w kartonach. Czas byś się usamodzielniła. Tak na dobry
start daję ci go. Jest dość duży : ogromna sypialnia z gigantyczną garderobą
i wielką łazienką, duża kuchnia, potężny
salon, balkon jak Luwr, łazienka dla gości oraz 3 sypialnie, każda z osobną łazienką dla przyjaciół czy kogo tam chcesz.
No i widok powala na kolana. Jeżeli coś ci nie odpowiada możemy to zaraz
zmienić. Może wolałabyś większy apartament? Wszystko mogę załatwić, powiedz
tylko słowo – cały czas mówiła, szczęśliwa i podniecona efektem swoich trudów.
- Jest nieziemsko pięknie! Czuje się, jakbym
była w niebie i w zasadzie jestem, tak wysoko. Idealnie trafiłaś w mój gust.
Dziękuję, nie trzeba było - uściskałam
babcię ze wszystkich sił.
- No dobrze, to skoro to już mamy za sobą, to
może skorzystamy z dobrze wyposażonego barku. Zobaczymy, czy zdołałam cię czegoś
nauczyć. Musimy porozmawiać o wiosennym wypadzie do Paryża. Posiadam już kilka
projektów. Mam nadzieję, że znajdziesz chwilkę by na nie zerknąć. Jest już koniec
października, a ja jestem w proszku. Po piątkowym pokazie bierzemy się do
roboty.
- Nie panikuj, zawsze tak mówisz, stawiasz
wszystkich po kątach, a potem dwa miesiące wcześniej mamy wszystko gotowe, przez
to później harujemy jeszcze więcej by zrobić poprawki, bo część jednak może być
kiczem. Dajesz za szybkie tępo, nawet jak na Nowy Jork. Proszę, twoja Apple
Margarita.
Przydałby ci się urlop. Może na 2 dni w Vegas, a potem na Kretę? Ciocia Jene na pewno ci nie odmówi.
Przydałby ci się urlop. Może na 2 dni w Vegas, a potem na Kretę? Ciocia Jene na pewno ci nie odmówi.
- Nie mam czasu na wakacje, skarbie. A co do Jane, to nawet nie wiem gdzie jest. Ostatnio dzwoniła z Californii jakiś
miesiąc temu, bo potrzebowała jakiejś nowej kiecki, od czego ma się siostrę
bliźniaczkę? Chodź na balkon, muszę zapalić.
Babcia miała tylko jedną siostrę i gdyby nie
to, że Jane ma piskliwy głos i nie ma gustu, nie dałoby się je odróżnić.
- A tak w zasadzie, kiedy miałaś czas mnie tu
przeprowadzić? Byłam u rodziców zaledwie 4 godziny.
- Mówisz, jakbyś mnie nie znała. Scarlett i
Allyson się tym zajęły.
Dwie asystentki babci, całkowicie niezawodne,
chociaż dawała im nieźle popalić. Szczerze im współczułam, praktycznie nie
miały życia poza pracą. Rozsunęłam drzwi (a w sumie „okno”) i wyszłyśmy na mój balkon. Wypaliła
błyskawicznie papierosa, a następnie rozpoczęła swój monolog.
- Masz kluczyki do domu na stole w kuchni,
zapasowe ja będę miała, przy wejściu w szafie jest alarm, jest identyczny jak u
mnie, kod to 9404.
Zaraz jadę do domu, więc się rozgościsz w
spokoju. Pozdrów Jake’a. Dobrze wykorzystaj mieszkanie, przy telefonie masz
numery najlepszych restauracji oraz barmanów –
ucałowała mnie i wyszła. Jackob Swine to mój chłopak. Wysoki brunet o
oczach w różnych odcieniach niebieskiego, od granatu poprzez błękit, aż do
turkusu. Jest niesamowity i jaki przystojny, w końcu model. Nie pracuje dla mojej
babci, ponieważ chce sam zasłużyć na swoją pozycję. W zupełności to rozumiem. Tak,
kolejna zwariowana osoba w moim w życiu, która mnie kocha. Nie mieszkamy razem,
ponieważ oboje nie jesteśmy gotowi na ten krok do przodu. Mamy całe życie przed
sobą, nie ma się co śpieszyć. Rzuciłam się na miękką sofę, aby wypocząć po dniu z
rodzicami. Była miękka, czułam jakbym leżała na puszystej chmurce, która nie
pozwoli mi wypaść ze swych objęć. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek do
drzwi. Pewnie babcia o czymś zapomniała, przecież nikt inny nie wie że się
przeprowadziłam. Nie doceniłam
mojej kochanej Clarie. Za drzwiami stał Jake z butelką wina. Od razu
znalazłam się w jego ramionach. Nie widzieliśmy się tylko 4 dni, a czułam jakby
to była wieczność. Złożył
namiętny pocałunek na mych pełnych
ustach.
- Pomyślałem, że wpadnę coś ugotować, bo
pewnie po spotkaniu z rodzicami nie masz na nic siły – przytulił mocno do
siebie. Clarie przygotowała mnie na ten wieczór miesiąc temu. Wyposażyłem
kuchnię we wszystko co trzeba – Jake jest znakomitym kucharzem i wie jak mi
dogodzić.
- To co dziś jemy?
- Patrząc na godzinę, to coś na szybko. Zaraz
coś wykombinuje, a ty zmykaj pod prysznic, widzę cię tu za 40 minut.
- Okej, już o nic nie pytam, lecę – dałam mu
buzi i rzuciłam spojrzenie na Nowy Jork, który jest wiecznie żywy, ponieważ
nigdy nie śpi. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko należało do mnie. Clarie do
tej pory zaprojektowała parę wnętrz, ale to zdecydowanie najlepszy projekt z
jej wszystkich dzieł. Powoli weszłam na piętro, delektując się widokiem.
Przeszłam przez wszystkie pokoje jakie tylko tam były. Dokładnie tak, jak
powiedziała babcia, nic dodać, nic ująć. Moja sypialnia przypominała bardziej
salon. Chociaż nie znajdowało się tam nic innego, prócz wielkiego łóżka, które
było bardzo efektowne i zajmowało prawie cały pokój. Sufit złożony z okien z
żaluzjami automatycznymi. Nocą mogłam wpatrywać się w gwiazdy, a rano nie będę się martwić, że obudzi mnie
światło słoneczne. Od sypialni drzwi prowadziły do małego przedpokoju, była tam tylko donica z kwiatem i dwoje drzwi.
Jedne prowadziły do łazienki, która
przerosła moje marzenia. Drugie do garderoby
przypominającej dom mody mojej babci.
W łazience, która właśnie stała się moim
ulubionym miejscem, było jacuzzi z widokiem na Nowy Jork oraz ogromnym
telewizorem na ścianę, a także prysznic z natryskami masującymi, zwykła wanna, umywalka wtopiona w blat, który krył w sobie wiele tajemnic. Odkryłam, że ma rozsuwaną powierzchnię, gdzie
w środku znajdowały się wszystkie niezbędne rzeczy do zrobienia perfekcyjnego
makijażu. Sufit można było uznać za nieobecny, ponieważ, tak jak w sypialni, było
to po prostu okno. Czy babcia kiedyś przestanie mnie zaskakiwać? – zaśmiałam
się w duchu. Kafelki wybrała oczywiście śnieżno białe, ale wyglądały jak
fala, zaś meble i dodatki były w różnych odcieniach czerni i szarości. Z rozkoszą wskoczyłam pod
prysznic, który mnie wymasował. Następnie wrzuciłam na siebie zwiewną sukienkę
od Marca Jacobsa w odcieniu fioletu, co podkreśliło moje piękne zielone oczy
oraz klasyczne szare szpilki z zamszu od Coco Chanel. Wysuszyłam i ułożyłam
włosy, a potem nałożyłam lekki makijaż. No dobra, teraz mogę zejść do Jake’a. Stół wyglądał wspaniale. Jak zawsze dbał
o szczegóły. Zmienił wystrój stołu tak, że poczułam się jak w prawdziwej włoskiej
restauracji. Na talerzach już czekało na nas gorące spaghetti, a w kieliszkach znajdowało się
czerwone wino. Pomiedzy tym wszystkim stały dwie świeczki, które były obecnie
jedynym oświetleniem balkonu, nie licząc mojego wiecznie żywego Nowego Jorku.
- Madame, dziś promienieje pięknem – ujął moją
dłoń i delikatnie musnął wargami. Uwielbiałam, gdy uwodził mnie tak, jakbyśmy
się widzieli pierwszy raz w życiu.
- Czy madame zaszczyci mnie swoim
towarzystwem? – zapytał pieszcząc i całując moją dłoń.
- Monsieur, jestem zachwycona propozycją. Nie
bawiąc się dalej, złapał mnie w pasie i pocałował. Trwało to
krótko, ale wystarczająco długo by nasze serca zdążyły przyśpieszyć akcje.
Staliśmy jeszcze chwilkę wtuleni w siebie. Następnie odsunął mi krzesło, abym
mogła wygodnie usiąść i sam zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Jak było u rodziców?
- Ojca nie było, ma jakąś „nagłą” sprawę,
która najprawdopodobniej nosi imię jego nowej sekretarki. Nigdy sobie nie
odmawiał przyjemności życia.
- Jak reaguje na to Elizabeth?
- Sama ma swoje tajemnice i kochanków, więc w
takim układzie obydwoje dobrze się
czują. Zupełnie ich nie rozumiem, ale przyzwyczaiłam się do tego.
- Lepiej opowiadaj, czy znalazłeś jakieś fajne
lokum na swoją restaurację?
- Nic, co byłoby na moją kieszeń.
- Dobrze wiesz, że koszty to nie problem,
zajmę się tym.
- Viki, rozmawialiśmy o tym tyle razy, nie ma
mowy – wiedziałam, że nic nie wskóram, więc postanowiłam zmienić temat.
- Jak przygotowania do wtorkowego pokazu? Klein zadowolony?
- Mamy sporo niedociągnięć, chodzi jak burza,
dlatego jutro przed 6 muszę być na miejscu. Nigdy nie przypuszczałem, że praca
modela może być tak trudna.
- To dopiero początek. Zobaczysz, co będzie
później. Złożyłam swoje CV do New York Times’a. Jutro idę na rozmowę, na
początek chce pisać dla tego czasopisma, zobaczymy jak mi pójdzie. Jeżeli nie
wytrzymam roku, rzucam pisanie. Ludzie znają mnie jako modelkę, wypromowaną
przez sławną babcię. Chcę coś osiągnąć sama, pracą a nie pieniędzmi i sławą.
- Trzymam kciuki – uśmiechnął się, a w jego oczach zobaczyłam
troskę. Dodało mi to otuchy. W każdym jego spojrzeniu widziałam miłość. Wstał i
podał mi dłoń, abym i ja wstała. Wziął ze stołu nasze lampki z
winem. Następnie podał mi jeden. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że w
tle gra muzyka. Od razu rozpoznałam melodie. Bon Jovi ze swoją niezapomnianą
piosenką always delikatnie pieścił
moje ucho.
- Wznieśmy toast za apartament marzeń,
cudowną Clarie i rozmowę z times’em – nasze kieliszki musnęły się, a następnie
rozkoszowaliśmy się smakiem wina. Gdy tylko usłyszałam dźwięk piosenki Joe
Cocker’a - you can leave your hat on, obudziła się we mnie kocica. Namiętnie
pocałowałam Jake’a, pogryzając mu dolną wargę, a następnie zmysłowym krokiem
weszłam do apartamentu. Nie musiałam długo czekać na jego reakcje. Kiedy tylko
kieliszki znalazły się na stole w kuchni, przywarł do mnie, jednocześnie
sadzając mnie na blacie. Zostawiając moje niezaspokojone wargi, zaczął
języczkiem błądzić po mojej szyi. Ramiączka mojej sukienki powoli spływały po
moich ramionach, a jego dłonie pieściły moje pośladki przyciągając je bardziej
do siebie, czym wzmagał moje podniecenie. Nie byłam wstanie zrobić
czegokolwiek, byłam mu całkowicie oddana. Każdy dotyk, muśnięcie powodował
dreszcze. Starał się być jednocześnie zmysłowy i brutalny. Zaczęłam sprawnie
rozpinać jego koszulę, która chwilę potem wylądowała na stole. Jego idealne
ciało właśnie pieściło moje. Jaką ja jestem szczęściarą! Nawet
nie wiem, kiedy znalazłam się na jego rękach. Nie wiedziałam, gdzie mnie niesie i
szczerze nie obchodziło mnie to. Kiedy postawił mnie w sypialni w sekundzie
sukienka zjechała po moim ciele, zostając w nieładzie na miękkim dywanie.
Popchnął mnie na łóżko, które okazało się bardzo wygodne. Leżałam rozpalona do
granic możliwości jedynie w czarnych koronkowych majtkach od Christiana Diora ,
które lada chwila mogły być w strzępach. Szybko pozbył się swojego ubrania i
powrócił do swojego ulubionego zajęcia. Tak jak przypuszczałam jednym pociągnięciem
zdarł ze mnie majtki. Kontynuował pieszczoty mojego nagiego ciała.
Rozkoszowaliśmy się sobą przez długie godziny, aż w końcu zasnęliśmy wtuleni w
siebie.
Podoba mi się. Mimo, iż to nie moje klimaty, ciekawe. Więcej wątków erotycznych!! :D
OdpowiedzUsuń