„A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.”
Antoine Marie Roger de Saint-Exupéry

5

Z samego rana zadzwoniła Clarie, abym przyjechała na przymiarkę, przed piątkowym pokazem. Oczywiście byłam już spóźniona, ale czy to jest ważne? Kiedy skończyłam suszyć włosy oraz doprowadziłam ich stan do lekkich fal, szybko zrobiłam delikatny makijaż. Wchodząc do garderoby nie wiedziałam w którym kierunku mam patrzeć.
- Tego jest za dużo! – wykrzyczałam.
Narzuciłam na siebie koronkową, zwiewną białą sukienkę od Gucciego z rękawkiem do łokcia, brązowe szpilki Louboutina oraz klasyczną torebkę Louisa Vuitton. Na dole czekał już na mnie szofer z kawą.
- Proszę bardzo, poranna kawa jak prosiłaś – przywitał mnie z uśmiechem.
- Dziękuję. Louis, muszę jak najszybciej dostać się do BeautyShelley – powiedziałam zabierając od niego napój. Mężczyzna nie zadawał więcej pytań. W miarę szybko dowiózł mnie na miejsce, co było wyczynem, ponieważ korki były niesamowicie duże.
Studio babci było ogromne. Kiedy dotarłam na odpowiednie piętro, wszyscy byli bardzo zajęci. W ogóle nie zauważyli moje przybycia. Po długich poszukiwaniach znalazłam Scarlett, główną pomocnicą babci. Na jej głowie zawsze spoczywają wszystkie sprawy organizacyjne. Była wysoką i szczupłą kobietą w zawsze idealnie dobranym stroju. Twarz miała okrągłą, a na jej ramiona opadały długie blond włosy. Koło oczu zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki, choć ma dopiero 32 lata.
- Vicki, nareszcie jesteś. To jest próba generalna! – wykrzyczała.
 Strój masz przyszykowany w swoim pokoju, idź – nie dała dojść mi do słowa.
Posłusznie udałam się do wskazanego pokoju. Na drzwiach wisiała taczka:

944
Victoria Shelley

 Na drążku wisiały trzy wieszaki z ubraniami. Szybko przebrałam się w strój. Składał się z blado-beżowej prześwitującej bluzeczki na ramiączkach z czarnymi guziczkami, wpuszczonej w proste, czarne spodnie z bardzo wysokim stanem oraz czerwonym żakietem sięgającym do połowy uda. Do tego gładkie czerwone szpilki na platformach oraz beżowa kopertówka. Gotowa wyszłam z garderoby na wybieg. Wszyscy już na mnie czekali. Allyson, druga pomocnica babci poustawiała wszystkich według planu. Jej zadaniem było dopilnowanie strojów i dodatków. Często pomagała Clarie je projektować. Allyson jest bardzo niską i drobną dziewczyną. Wszyscy ją rozpoznają po burzy czarnych loczków.
- Victoria, wchodzisz zaraz za Nicki – powiedziała gdy tylko mnie zauważyła. Skupcie się, jutro pokaz.



*    *    *


Kiedy wróciłam do domu było już późne popołudnie. Zdecydowałam się zadzwonić do Damona, choć wyrzuty sumienia po wczorajszym wieczorze wyraźnie mi to odradzały.
Nie minęła godzina jak przystojny brunet stanął w moich drzwiach.
- Witaj skarbie – powitał mnie namiętnym pocałunkiem.
Kiedy usiadł w salonie, ja nadal znajdowałam się w holu. Siedział dokładnie tam gdzie wczoraj Nathan.
- Chcesz się czegoś napić? – zapytałam by przerwać ciszę.
- Nie, chodź tu do mnie – powiedział z uśmiechem.
Chwile później siedziałam wtulona w jego tors.
- Coś się stało? – zapytał troskliwie gładząc mnie po włosach.
- Nie, po prostu się stęskniłam.
- Hehe, miło mi to słyszeć.
- Jutro jest pokaz mojej babci, może chciałbyś przyjść?
- Mam rezerwacje w pierwszym rzędzie – odpowiedział nadal się śmiejąc.
- No tak, przedstawiciel gazety musi uczestniczyć w różnych wydarzeniach – stwierdziłam z udawanym smutkiem.
- Przedstawiciel gazety chce być tam, gdzie jesteś ty – pocałował mnie subtelnie.
- Gdzieś ty się podziewał przez te wszystkie lata?
- Czekałem na ciebie w Nowym Jorku.
- Dlaczego ja? Dlaczego zwróciłeś na mnie uwagę w windzie?
- Dlaczego ty?
- Tak, dlaczego ja?
- Jesteś piękna, to na pewno przyciągnęło moje spojrzenie, ale nie dlatego rozpocząłem rozmowę. Coś jest w twoich oczach, sposobie poruszania się i mówienia, czemu nie mogłem się oprzeć.
- A gdyby twoja siostra nie wyrzuciła mnie, to nie mógłbyś się ze mną umawiać. Co byś wtedy zrobił?
- Kochanie, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych – znowu się roześmiał. A już w zupełności jeśli chodzi o moją siostrę.
- Czy każdy facet musi się tak wymądrzać? – droczyłam się z nim.
- Absolutnie każdy – kolejny raz mnie pocałował. Wstawaj, idziemy na spacer – zarządził.
- Nie, jestem zmęczona.
- Nie masz tu nic do powiedzenia. Ubierz się wygodnie.
Zmierzyłam go zawistnym spojrzeniem i pobiegłam do garderoby. Założyłam luźną białą bluzkę, jeansowe ciemne rurki oraz białe tenisówki. Kiedy zeszłam na dół z szafy w przedpokoju wyciągnęłam krótka czerwoną skórę.
- Jestem gotowa – zakomunikowałam.
- A więc idziemy.
- To może chociaż powiedz gdzie idziemy?
- Do parku.
- O tej godzinie parki są raczej zamknięte.
- A czy nie mówiłem, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych?
- Jesteś wariatem.
- Zwariowałem przez ciebie – tym razem on droczył się ze mną.
- Hehe, wmawiaj to sobie.
Kilka przecznic dalej doszliśmy do wysokiego muru.
- Pani pierwsza – wskazał dłonią na bramę.
- Mam przelecieć nad bramą? Już dawno jest zamknięta, popatrz na tablicę.
Na tablicy widniała informacja, że park czynny jest od 7 do 18.
- Jak wolisz, ale ja proponuję ci wejść przez bramę – otworzył furtkę naciskając na klamkę.
- Jak to możliwe, że nie zamknęli?
- Nie marudź, tylko wchodź.
- Nigdy w tym parku nie byłam.
- I bardzo dobrze – był bardzo zadowolony z siebie.
Szliśmy alejką pośród gęstych drzew. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do fontanny.
Była ogromna, zrobiona z białego marmuru. Sądzę, że w stylu barokowym. Obok zrobiono kilka dobrze wyprofilowanych ławek, również marmurowe. Z kilku stron padało jasne światło, co dawało złudzenie dnia podczas nocy.
- Tu jest cudownie! – wykrzyczałam. Skąd znasz to miejsce?
- Jestem właścicielem. Jak się przebierałaś zadzwoniłem do strażnika, by dzisiaj otworzył na noc.
- No tak, mogłam się tego spodziewać.
Wskoczyłam na murek i zaczęłam chodzić w koło fontanny. Co jakiś czas krople wody na mnie spadały.
- Często tu przychodzisz?
- Jak tylko dzieci są u mnie. A właśnie, skoro o nich mowa. Przemyślałaś wycieczkę do Francji? Chciałbym uprzedzić Blair, że ze mną przyjedziesz.
- Szczerze mówiąc, nie miałam czasu.
- A co robiłaś wczoraj? – zapytał chwytając mnie za biodra, które były na wysokości jego barków.
- Aaa, wiele mało istotnych rzeczy – odpowiedziałam wymijająco, starając się nie spojrzeć mu w oczy.
- Chce byś dzieliła się ze mną mało istotnymi rzeczami – naciskał.
- Byłam u rodziców, tradycyjnie się zdenerwowałam i wróciłam do domu. A wieczorem przywitał mnie jeden z sąsiadów. Może kiedyś będę potrzebowała szklankę cukru – zaśmiałam się.
- Sąsiad masz na myśli mężczyzna? – dociekał.
- No tak, a co jesteś zazdrosny?
- Oczywiście, mieszkam na drugim końcu miasta, a on ma cie tuż za ścianą.
- Teraz to Ty marudzisz – zniżyłam się i go pocałowałam.
Damon wziął mnie na ręce i postawił na ziemi.
- A jak mi tam wpadniesz?
- Nie pierwszy raz byłabym mokra – zażartowałam. Wracamy, musze się wyspać – dodałam chwilę później.



*    *    *



Kiedy otworzyłam drzwi 944 od razu zauważyłam mały bukiet bordowych róż z karteczką:

Będę w pierwszym rzędzie!

Zrobiło mi się niesamowicie błogo. Niestety długo to nie trwało, Scarlett wpadła i ponagliła mnie. Natychmiast ubrałam się do pokazu. Nie minęło 5 minut jak wpadła Emilly, aby mnie uczesać i zrobić makijaż. Włosy podniosła do góry i spięła lekko z boku, z drugiej strony opadały loki. Oczy podkreśliła bardzo grubą czarną kreską, a na usta nałożyła błyszczyk w kolorze nude. Nie minęło wiele czasu jak stałam w kolejce na wybieg.
Wyszłam zdecydowanym krokiem, od razu odnalazłam wzrokiem Damona. Jednak tuż obok niego siedział Nathan. Co on tu robi?! Nie mogłam się na niczym skupić, w głowie siedział mi tylko mój sąsiad. Po chwili się uspokoiłam, przecież jakie szanse są, że się znają, nawet z sobą nie rozmawiali.
Po pokazie poszłam do swojego pokoju. Założyłam koralową sukienkę z dłuższym tyłem i miętowe szpilki. Kiedy rozpuściłam włosy i rozjaśniłam makijaż rozległo się pukanie do drzwi.
W drzwiach stanął Nathan.
- Witaj ucałował mnie w policzek. Byłaś powalająca.
- Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Przyszedłem na twój pokaz. Miałem niezłe miejsce! Chociaż gdyby nie stary znajomy byłoby lepsze.
W tym momencie mnie zatkało. Stary znajomy! Czyli się znają, a jak rozmawiali?! Gdzie jest Damon?! Myśli kotłowały mi się w głowie.
- Viki! – tym razem to był Damon. Odetchnęłam z ulgą.
Przeszedł obok Nathana jakby go nie widział i pocałował mnie w policzek.
- Kochanie przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. Sprawy służbowe mnie zatrzymały.
- Damonie to jest Nathan, mój sąsiad – kiedy przedstawiałam ich sobie serce chciało mi wyskoczyć z klatki.
- Znamy się, aż za dobrze, prawda kuzynie? – powiedział Nate.
- Prawda – odpowiedział szorstko. Od kogo dostałaś bukiecik? –
Kuzynie?! Tego się nie spodziewałam. Gorzej być już nie może! Co ja teraz zrobię?!
- Skoro się wszyscy znamy, to może idziemy na bankiet? Clarie na pewno mnie już szuka.
Na sali byli już wszyscy najważniejsi goście, modelki i oczywiście babcia z kieliszkiem w ręku.
- Przepraszam was na moment, muszę porozmawiać z Clarie.
Babcia stała niedaleko. Miała na sobie długą beżową koronkową suknie z małym trenem.
- Clraie wyglądasz wyśmienicie – powitałam babcię.
- Całe szczęście pokaz się udał, ale nadal jestem podenerwowana – mówiła z przejęciem.
Chciałam jej powiedzieć w jakiej jestem sytuacji, ale była tak rozkojarzona, że chwile później nie rozmawiała już ze mną.
Wróciłam do Damona i Nathana. Gdy do nich podeszłam z ożywieniem o czymś rozmawiali .
- O czym rozmawiacie? – zapytałam.
- O niczym ważnym, stare sprawy rodzinne – odpowiedział Damon, lekko się uśmiechając. Przepraszam, telefon dzwoni – odszedł na chwilę.
- No, no, nie wiedziałem, że umawiasz się z moim kuzynem – odezwał się Nathan.
- To chyba nie twój interes, prawda? – odpowiedziałam z przekąsem.
- Tak jakby mój, odkąd na mnie wpadłaś nie mogę o tobie zapomnieć.
- Daruj sobie, jak już zauważyłeś jestem tu z twoim kuzynem.
- To dalekie kuzynostwo.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, wrócił Damon.
- Viki, tak mi przykro. Dzwoniła Vanessa, coś się stało, muszę jechać.
- Rozumiem, ja jeszcze zostanę. Clarie by mi nie wybaczyła gdybym tak szybko się stąd zwinęła.
- Nate, możesz odwieźć Viki do domu?
Nie wierzyłam własnym uszom, sam mnie pcha w paszczę lwa.
- Z wielką chęcią  - rozpromienił się.
Damon pocałował mnie na pożegnanie i poszedł.
- To co, może się czegoś napijemy ? – zaproponował Nate.
- Cokolwiek, byle mocne.
- I to mi się w tobie podoba. Poczekaj, zaraz wracam.
Nie musiałam długo czekać, postarał się by szybko znaleźć się obok mnie.
- Pomyślałem, że może whisky. Za nasze wspólne wieczory – uśmiechnął się dwuznacznie. Wypiłam kilka łyków i poczułam się strasznie zmęczona ludźmi, którzy mnie otaczają.
Co jakiś czas pozowałam do zdjęć z Nathanem. Damon zapewne będzie zachwycony.
- Wracajmy.
- Jak sobie życzysz.
Przed budynkiem czekało na nas czarne porsche panamera. Nate otworzył mi drzwi, w środku wszystko było z delikatnej skórki.
Bardzo szybko dotarliśmy do apartamentowaca. Winda wlokła się niesamowicie.
- Żałuję, że wcześniej nie chodziłem na pokazy.
- Dlaczego?
- Bo wcześniej bym cię poznał.
- A ty znowu swoje.
- Pociągam cię, widzę to, dlatego tak bardzo próbujesz się bronić, a z drugiej strony pozwalasz podjeść.
- Nathan, jestem zmęczona, miałam ciężki dzień. Miło spędziłam z tobą wieczór, dziękuję – pocałowałam go w policzek. Już miałam wysiadać z windy kiedy Nate jednym placem przesunął delikatnie mój podbródek i nasze usta się spotkały. Oparł mnie o ściankę windy włączył zatrzymanie windy. Następnie zaczął dłońmi masować moje ciało. Jego usta były takie delikatne ale i zdecydowane. Subtelnie przeszedł do pieszczenia języczkiem mojej szyi. Poczułam, że robie się całkiem mokra. Jak ten facet na mnie działa!
- Chyba powinniśmy wysiąść - spojrzał mi głęboko w oczy.
Odprowadził mnie do drzwi.
- Dobranoc słonko – pożegnał mnie i pocałował jak tylko on potrafi.
Kiedy w końcu znalazłam się w domu nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Cokolwiek to było, cholernie mi się podobało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz