- Tego jest za dużo! –
wykrzyczałam.
Narzuciłam na siebie
koronkową, zwiewną białą sukienkę od Gucciego z rękawkiem do łokcia, brązowe
szpilki Louboutina oraz klasyczną torebkę Louisa Vuitton. Na dole czekał już na
mnie szofer z kawą.
- Proszę bardzo, poranna
kawa jak prosiłaś – przywitał mnie z uśmiechem.
- Dziękuję. Louis, muszę
jak najszybciej dostać się do BeautyShelley – powiedziałam zabierając od niego
napój. Mężczyzna nie zadawał więcej pytań. W miarę szybko dowiózł mnie na
miejsce, co było wyczynem, ponieważ korki były niesamowicie duże.
Studio babci było ogromne.
Kiedy dotarłam na odpowiednie piętro, wszyscy byli bardzo zajęci. W ogóle nie
zauważyli moje przybycia. Po długich poszukiwaniach znalazłam Scarlett, główną
pomocnicą babci. Na jej głowie zawsze spoczywają wszystkie sprawy
organizacyjne. Była wysoką i szczupłą kobietą w zawsze idealnie dobranym
stroju. Twarz miała okrągłą, a na jej ramiona opadały długie blond włosy. Koło
oczu zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki, choć ma dopiero 32 lata.
- Vicki, nareszcie jesteś.
To jest próba generalna! – wykrzyczała.
Strój masz przyszykowany w swoim pokoju, idź –
nie dała dojść mi do słowa.
Posłusznie udałam się do
wskazanego pokoju. Na drzwiach wisiała taczka:
944
Victoria
Shelley
Na drążku wisiały trzy wieszaki z ubraniami.
Szybko przebrałam się w strój. Składał się z blado-beżowej prześwitującej
bluzeczki na ramiączkach z czarnymi guziczkami, wpuszczonej w proste, czarne
spodnie z bardzo wysokim stanem oraz czerwonym żakietem sięgającym do połowy
uda. Do tego gładkie czerwone szpilki na platformach oraz beżowa kopertówka.
Gotowa wyszłam z garderoby na wybieg. Wszyscy już na mnie czekali. Allyson,
druga pomocnica babci poustawiała wszystkich według planu. Jej zadaniem było
dopilnowanie strojów i dodatków. Często pomagała Clarie je projektować. Allyson
jest bardzo niską i drobną dziewczyną. Wszyscy ją rozpoznają po burzy czarnych
loczków.
- Victoria, wchodzisz
zaraz za Nicki – powiedziała gdy tylko mnie zauważyła. Skupcie się, jutro
pokaz.
* *
*
Kiedy wróciłam do domu
było już późne popołudnie. Zdecydowałam się zadzwonić do Damona, choć wyrzuty
sumienia po wczorajszym wieczorze wyraźnie mi to odradzały.
Nie minęła godzina jak
przystojny brunet stanął w moich drzwiach.
- Witaj skarbie – powitał
mnie namiętnym pocałunkiem.
Kiedy usiadł w salonie, ja
nadal znajdowałam się w holu. Siedział dokładnie tam gdzie wczoraj Nathan.
- Chcesz się czegoś napić?
– zapytałam by przerwać ciszę.
- Nie, chodź tu do mnie –
powiedział z uśmiechem.
Chwile później siedziałam
wtulona w jego tors.
- Coś się stało? – zapytał
troskliwie gładząc mnie po włosach.
- Nie, po prostu się
stęskniłam.
- Hehe, miło mi to
słyszeć.
- Jutro jest pokaz mojej babci,
może chciałbyś przyjść?
- Mam rezerwacje w
pierwszym rzędzie – odpowiedział nadal się śmiejąc.
- No tak, przedstawiciel
gazety musi uczestniczyć w różnych wydarzeniach – stwierdziłam z udawanym
smutkiem.
- Przedstawiciel gazety
chce być tam, gdzie jesteś ty – pocałował mnie subtelnie.
- Gdzieś ty się podziewał
przez te wszystkie lata?
- Czekałem na ciebie w
Nowym Jorku.
- Dlaczego ja? Dlaczego
zwróciłeś na mnie uwagę w windzie?
- Dlaczego ty?
- Tak, dlaczego ja?
- Jesteś piękna, to na
pewno przyciągnęło moje spojrzenie, ale nie dlatego rozpocząłem rozmowę. Coś
jest w twoich oczach, sposobie poruszania się i mówienia, czemu nie mogłem się
oprzeć.
- A gdyby twoja siostra
nie wyrzuciła mnie, to nie mógłbyś się ze mną umawiać. Co byś wtedy zrobił?
- Kochanie, nie ma dla
mnie rzeczy niemożliwych – znowu się roześmiał. A już w zupełności jeśli chodzi
o moją siostrę.
- Czy każdy facet musi się
tak wymądrzać? – droczyłam się z nim.
- Absolutnie każdy –
kolejny raz mnie pocałował. Wstawaj, idziemy na spacer – zarządził.
- Nie, jestem zmęczona.
- Nie masz tu nic do
powiedzenia. Ubierz się wygodnie.
Zmierzyłam
go zawistnym spojrzeniem i pobiegłam do garderoby. Założyłam luźną białą
bluzkę, jeansowe ciemne rurki oraz białe tenisówki. Kiedy zeszłam na dół z
szafy w przedpokoju wyciągnęłam krótka czerwoną skórę.
-
Jestem gotowa – zakomunikowałam.
-
A więc idziemy.
-
To może chociaż powiedz gdzie idziemy?
-
Do parku.
-
O tej godzinie parki są raczej zamknięte.
-
A czy nie mówiłem, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych?
- Jesteś wariatem.
- Zwariowałem przez ciebie
– tym razem on droczył się ze mną.
- Hehe, wmawiaj to sobie.
Kilka przecznic dalej
doszliśmy do wysokiego muru.
- Pani pierwsza – wskazał
dłonią na bramę.
- Mam przelecieć nad
bramą? Już dawno jest zamknięta, popatrz na tablicę.
Na tablicy widniała
informacja, że park czynny jest od 7 do 18.
- Jak wolisz, ale ja
proponuję ci wejść przez bramę – otworzył furtkę naciskając na klamkę.
- Jak to możliwe, że nie
zamknęli?
- Nie marudź, tylko
wchodź.
- Nigdy w tym parku nie
byłam.
- I bardzo dobrze – był
bardzo zadowolony z siebie.
Szliśmy alejką pośród
gęstych drzew. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do fontanny.
Była ogromna, zrobiona z
białego marmuru. Sądzę, że w stylu barokowym. Obok zrobiono kilka dobrze wyprofilowanych
ławek, również marmurowe. Z kilku stron padało jasne światło, co dawało
złudzenie dnia podczas nocy.
- Tu jest cudownie! –
wykrzyczałam. Skąd znasz to miejsce?
- Jestem właścicielem. Jak
się przebierałaś zadzwoniłem do strażnika, by dzisiaj otworzył na noc.
- No tak, mogłam się tego
spodziewać.
Wskoczyłam na murek i
zaczęłam chodzić w koło fontanny. Co jakiś czas krople wody na mnie spadały.
- Często tu przychodzisz?
- Jak tylko dzieci są u
mnie. A właśnie, skoro o nich mowa. Przemyślałaś wycieczkę do Francji?
Chciałbym uprzedzić Blair, że ze mną przyjedziesz.
- Szczerze mówiąc, nie
miałam czasu.
- A co robiłaś wczoraj? –
zapytał chwytając mnie za biodra, które były na wysokości jego barków.
- Aaa, wiele mało
istotnych rzeczy – odpowiedziałam wymijająco, starając się nie spojrzeć mu w
oczy.
- Chce byś dzieliła się ze
mną mało istotnymi rzeczami – naciskał.
- Byłam u rodziców,
tradycyjnie się zdenerwowałam i wróciłam do domu. A wieczorem przywitał mnie
jeden z sąsiadów. Może kiedyś będę potrzebowała szklankę cukru – zaśmiałam się.
- Sąsiad masz na myśli
mężczyzna? – dociekał.
- No tak, a co jesteś
zazdrosny?
- Oczywiście, mieszkam na
drugim końcu miasta, a on ma cie tuż za ścianą.
- Teraz to Ty marudzisz –
zniżyłam się i go pocałowałam.
Damon wziął mnie na ręce i
postawił na ziemi.
- A jak mi tam wpadniesz?
- Nie pierwszy raz byłabym
mokra – zażartowałam. Wracamy, musze się wyspać – dodałam chwilę później.
* *
*
Kiedy otworzyłam drzwi 944
od razu zauważyłam mały bukiet bordowych róż z karteczką:
Będę w
pierwszym rzędzie!
Zrobiło mi się
niesamowicie błogo. Niestety długo to nie trwało, Scarlett wpadła i ponagliła
mnie. Natychmiast ubrałam się do pokazu. Nie minęło 5 minut jak wpadła Emilly,
aby mnie uczesać i zrobić makijaż. Włosy podniosła do góry i spięła lekko z
boku, z drugiej strony opadały loki. Oczy podkreśliła bardzo grubą czarną
kreską, a na usta nałożyła błyszczyk w kolorze nude. Nie minęło wiele czasu jak
stałam w kolejce na wybieg.
Wyszłam zdecydowanym
krokiem, od razu odnalazłam wzrokiem Damona. Jednak tuż obok niego siedział
Nathan. Co on tu robi?! Nie mogłam się na niczym skupić, w głowie siedział mi
tylko mój sąsiad. Po chwili się uspokoiłam, przecież jakie szanse są, że się
znają, nawet z sobą nie rozmawiali.
Po pokazie poszłam do
swojego pokoju. Założyłam koralową sukienkę z dłuższym tyłem i miętowe szpilki.
Kiedy rozpuściłam włosy i rozjaśniłam makijaż rozległo się pukanie do drzwi.
W drzwiach stanął Nathan.
- Witaj ucałował mnie w
policzek. Byłaś powalająca.
- Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Przyszedłem
na twój pokaz. Miałem niezłe miejsce! Chociaż gdyby nie stary znajomy byłoby
lepsze.
W tym momencie mnie
zatkało. Stary znajomy! Czyli się znają, a jak rozmawiali?! Gdzie jest Damon?!
Myśli kotłowały mi się w głowie.
- Viki! – tym razem to był
Damon. Odetchnęłam z ulgą.
Przeszedł obok Nathana
jakby go nie widział i pocałował mnie w policzek.
- Kochanie przepraszam, że
tak długo musiałaś czekać. Sprawy służbowe mnie zatrzymały.
- Damonie to jest Nathan,
mój sąsiad – kiedy przedstawiałam ich sobie serce chciało mi wyskoczyć z
klatki.
- Znamy się, aż za dobrze,
prawda kuzynie? – powiedział Nate.
- Prawda – odpowiedział
szorstko. Od kogo dostałaś bukiecik? –
Kuzynie?! Tego się nie
spodziewałam. Gorzej być już nie może! Co ja teraz zrobię?!
- Skoro się wszyscy znamy,
to może idziemy na bankiet? Clarie na pewno mnie już szuka.
Na sali byli już wszyscy
najważniejsi goście, modelki i oczywiście babcia z kieliszkiem w ręku.
- Przepraszam was na
moment, muszę porozmawiać z Clarie.
Babcia stała niedaleko.
Miała na sobie długą beżową koronkową suknie z małym trenem.
- Clraie wyglądasz
wyśmienicie – powitałam babcię.
- Całe szczęście pokaz się
udał, ale nadal jestem podenerwowana – mówiła z przejęciem.
Chciałam jej powiedzieć w
jakiej jestem sytuacji, ale była tak rozkojarzona, że chwile później nie
rozmawiała już ze mną.
Wróciłam do Damona i
Nathana. Gdy do nich podeszłam z ożywieniem o czymś rozmawiali .
- O czym rozmawiacie? –
zapytałam.
- O niczym ważnym, stare
sprawy rodzinne – odpowiedział Damon, lekko się uśmiechając. Przepraszam,
telefon dzwoni – odszedł na chwilę.
- No, no, nie wiedziałem,
że umawiasz się z moim kuzynem – odezwał się Nathan.
- To chyba nie twój
interes, prawda? – odpowiedziałam z przekąsem.
- Tak jakby mój, odkąd na mnie
wpadłaś nie mogę o tobie zapomnieć.
- Daruj sobie, jak już
zauważyłeś jestem tu z twoim kuzynem.
- To dalekie kuzynostwo.
Nie zdążyłam mu
odpowiedzieć, wrócił Damon.
- Viki, tak mi przykro.
Dzwoniła Vanessa, coś się stało, muszę jechać.
- Rozumiem, ja jeszcze
zostanę. Clarie by mi nie wybaczyła gdybym tak szybko się stąd zwinęła.
- Nate, możesz odwieźć
Viki do domu?
Nie wierzyłam własnym
uszom, sam mnie pcha w paszczę lwa.
- Z wielką chęcią - rozpromienił się.
Damon pocałował mnie na
pożegnanie i poszedł.
- To co, może się czegoś
napijemy ? – zaproponował Nate.
- Cokolwiek, byle mocne.
- I to mi się w tobie
podoba. Poczekaj, zaraz wracam.
Nie musiałam długo czekać,
postarał się by szybko znaleźć się obok mnie.
- Pomyślałem, że może
whisky. Za nasze wspólne wieczory – uśmiechnął się dwuznacznie. Wypiłam kilka
łyków i poczułam się strasznie zmęczona ludźmi, którzy mnie otaczają.
Co jakiś czas pozowałam do
zdjęć z Nathanem. Damon zapewne będzie zachwycony.
- Wracajmy.
- Jak sobie życzysz.
Przed budynkiem czekało na
nas czarne porsche panamera. Nate otworzył mi drzwi, w środku wszystko było z
delikatnej skórki.
Bardzo szybko dotarliśmy
do apartamentowaca. Winda wlokła się niesamowicie.
- Żałuję, że wcześniej nie
chodziłem na pokazy.
- Dlaczego?
- Bo wcześniej bym cię
poznał.
- A ty znowu swoje.
- Pociągam cię, widzę to,
dlatego tak bardzo próbujesz się bronić, a z drugiej strony pozwalasz podjeść.
- Nathan, jestem zmęczona,
miałam ciężki dzień. Miło spędziłam z tobą wieczór, dziękuję – pocałowałam go w
policzek. Już miałam wysiadać z windy kiedy Nate jednym placem przesunął
delikatnie mój podbródek i nasze usta się spotkały. Oparł mnie o ściankę windy włączył
zatrzymanie windy. Następnie zaczął dłońmi masować moje ciało. Jego usta były
takie delikatne ale i zdecydowane. Subtelnie przeszedł do pieszczenia języczkiem
mojej szyi. Poczułam, że robie się całkiem mokra. Jak ten facet na mnie działa!
- Chyba powinniśmy wysiąść
- spojrzał mi głęboko w oczy.
Odprowadził mnie do drzwi.
- Dobranoc słonko – pożegnał
mnie i pocałował jak tylko on potrafi.
Kiedy w końcu znalazłam się
w domu nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Cokolwiek to było, cholernie mi się podobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz